darewit Inkubatory do jaj animar terrarystyka Poid?a, karmid?a, inkubatory, siatki
(zwierz?ta, og?oszenia)
Og?oszenia, zwierz?ta,

Czerwiec 2007





Jak sobie radzić z jastrzębiem?

Jak sobie radzić z jastrzębiem? Jest słoneczny marcowy poranek. Po raz pierwszy po zimie wypuszczam gołębie. Mają się rozruszać, przypomnieć sobie okolicę, niedługo przecież loty. Chcę jeszcze zdążyć zanim wywiozę je na kilka lotów ćwiczebnych.

Wypuszczam je pojedynczo z drugiego końca parceli zza drzew. Niech zrobią przynajmniej kilka kółek w powietrzu. W pojedynkę są mniej widoczne dla jastrzębi. Tak robiłem już nieraz. Jako pierwszego wypuściłem starego niebieskiego. Ma za sobą Brukselę i Ostendę. Stary wyga. Zrobił kilka okrążeń, usiadł na desce i pospiesznie wszedł do gołębnika. Leniwy. Potem wziąłem na oblot mojego pupila niebieskiego pstrego, który rok temu umknął jastrzębiowi, znalazłszy schronienie wśród gęstych gałązek leszczyny. Siedział tam potem z godzinę zanim doszedł do siebie. Potem jeszcze kilka innych. Niebieską samiczkę, szymla i czerwonego. Zanim puściłem kolejnego, poprzedni musiał wejść do gołębnika. Potem przyszła kolej na szymelkę, tą z rocznika 2005. Dobrze szła z lotów, miała nienaganną muskulaturę, ale nie grzeszyła urodą. Miała dzióbek niczym gołąbek z Krakowskiego Rynku. Piszę w czasie przeszłym, bo już nie żyje. W trakcie bodaj trzeciej rundy wokół parceli nagle z wysoka w dół niczym pocisk leci – on doskonały łowca, jastrząb gołębiarz. Ona go wprawdzie zobaczyła i próbowała uciekać; niestety w dół. Miała nikłe szanse. Nieraz widywałem prawie identyczne ataki. Umykała slalomem między niskimi brzózkami. Wszystko działo się w odległości zaledwie około 200 m od gołębnika. Nagle znikły mi z oczu. Patrzę w stronę brzózek, czy aby coś nie wyleci w górę. Niestety! Ani jastrzębia ani gołębia. Chyba ją dopadł. Nie zwlekam ani chwili. Biegnę co sił. Przedzieram się przez suche badyle i chaszcze. Na zeschłym zeszłorocznym kwiatostanie nawłoci widzę kilka świeżych co dopiero wyrwanych piórek. Poznaję. To od mojej szymelki. Bestia! Dopadł ją. Biegnę co sił dalej, szukając dalszych śladów. Są na zoranym polu. Zmierzam dalej na skraj pobliskiego lasku, bo wiem, że tam zwykle pod osłoną drzew oprawia ofiarę. Nieraz widywałem kupkę piór, pozostałość po takiej uczcie. Zwalniam, rozglądam się wokół. Nie widzę śladów. Klaszczę w dłonie i pohukuję. Nagle coś znad ściółki zrywa się w powietrze. To on. Trzyma w szponach szymelkę. Ucieka przede mną. Leci ciężko. Ja za nim. Znika mi z oczu. Znów biegnę. Ciągle klaszczę w dłonie i pokrzykuję. Chcę go spłoszyć. Rozglądam się wkoło. Jest szymelka! Leży przy pniu dorodnej brzozy, sama. Zabójcy już nie ma, przestraszył się, uciekł. Czy samiczka żyje? Podbiegam, klękam. Niestety martwa! Już rozpoczął ucztę. Zaczął od mięśnia piersiowego. Wyszarpał krogulczym dziobem rozległą niszę. Żal mi samiczki. Cóż mogłem zrobić? Zabrałem martwą do domu. Moja kolejna porażka i jego zwycięstwo. Tym razem jednak tylko połowiczne, bo ofiarę odbiłem.
Nie zjadł śniadania
Ileż to podobnych sytuacji przeżyłem w ostatnich kilku latach? Co najmniej kilkadziesiąt. A liczę tylko te, gdy widziałem ataki jastrzębia. Co roku ginie mi z jego powodu około 50% stanu gołębnika, od 30-40 sztuk; mimo iż ograniczam obloty, a zimą prawie w ogóle nie wypuszczam gołębi. Próbowałem różnych dozwolonych sposobów. Wypuszczałem ptaki o różnych porach, przez jeden sezon dałem im nawet „wolny wylot”, za dnia nie zamykałem ich. Miały otwarty wylot cały dzień. Nic nie pomagało. Nie zmniejszało to strat. Najtrudniej jest oblatać młódki wokół gołębnika. Wyłapuje je z łatwością, jak jaskółka muszki. Ktoś mi doradził, żeby przetrzymać młódki w gołębniku i wypuścić je dopiero w lipcu, gdy mają już spierzone 2-3 lotki. Miało to ograniczyć straty. Nic podobnego. Oprócz tych, które złapał, część odlatywała w siną dal, by nigdy nie powrócić. Wyszło na to samo. Bierze nie tylko młódki, ale też gołębie wracające z lotu. Ptak siada na desce, a tuż za nim jastrząb. Gołąb nie ma szans. W tych warunkach odchodzi ochota do hodowli. Sam się sobie dziwię, że jeszcze nie zrezygnowałem z gołębi.
Ale ostatnio pojawiła się nowa nadzieja. W kwietniu tego roku odwiedził mnie kolega Piotr Bakiera z Sosnowca. Fotografowałem jego wybitnego lotnika. Zwierzyłem mu się z mojego problemu. Okazuje się, że on miał taki sam. Miał go, bo już sobie z nim poradził. Kupił pistolet hukowy i race.




Piotr Patas







Przydomowy chów przepiórek, cz.2





Żywienie

(41kB) Przepiórki wśród „ptaków użytkowych” mają największe wymagania pokarmowe. Ich niespotykanie szybka przemiana materii (dorasta w ciągu 7-8 tyg., kura 22-24 tyg., zaś jajko przepiórki w stosunku do jej wagi jest 2-3 razy większe od jaja kurzego) oraz duże wymagania produkcyjne stawiane tym ptakom wymagają odpowiednio dobrego żywienia. Jest zupełnym nieporozumieniem zadawanie tym ptakom karmy stosowanej w żywieniu np. ptaków egzotycznych w postaci prosa, słonecznika itp. Może to być urozmaicenie karmy, a nie jej podstawa. Dotyczy to także jakości paszy, która powinna być zawsze w pierwszym gatunku. Obecnie w wielu województwach Polski sprawa ta jest rozwiązana przez wytwórnie pasz gotowych i uważam, że jest to najlepsze rozwiązanie. Problem (wg rozeznania autora) występuje w woj. zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim, gdzie takie pasze są w zasadzie niedostępne. Dla tych hodowców, którzy nie mogą się zaopatrzyć w pasze gotowe chcemy przekazać kilka wskazówek żywieniowych.
Wydaje się, że jedynym (choć nie najlepszym) rozwiązaniem jest wykorzystanie gotowych mieszanek drobiowych dostępnych na rynku. Stosunkowo najlepiej potrzeby żywieniowe przepiórek pokryją mieszanki przeznaczone dla indyków. Autor uzyskiwał dobre wyniki (wbrew temu co podaje dostępna literatura) żywiąc przepiórki paszą dla bażantów. Jednak brak rytmiczności dostaw tych mieszanek zmusza do wykorzystania najpopularniejszych mieszanek dla piskląt i kur niosek. W mieszankach tych problem polega na podniesieniu poziomu białka ogólnego z 16-18% do 22-26% oraz wartości energetycznej paszy do 2 800. Wzbogacenie paszy nie może jednak powodować wzrostu poziomu włókna, ponieważ w tych mieszankach składnika tego jest już w nadmiarze do potrzeb przepiórek. W naszej praktyce do paszy dodajemy 5% mączki rybnej (nie wolno z przyczyn fitosanitarnych dodawać mączki mięsnej i mięsno – kostnej) oraz 2% mleka w proszku przeznaczonego dla zwierząt hodowlanych. Przestrzegamy jednocześnie przed dodawaniem preparatów mlekozastępczych przeznaczonych dla przeżuwaczy. Preparaty te mogą zawierać mocznik przydatny w żywieniu bydła, ale bardzo szkodliwy dla przepiórek. W małych hodowlach możemy z powodzeniem wykorzystać np. biały ser, gotowane (odpadowe) jajka przepiórcze itp. Składniki te dobrze wzbogacają paszę w białko, energię i sole mineralne.
Wadą takiego postępowania jest zachwianie stosunku i koncentracji innych składników pokarmowych i witamin. Niestety w wielu przypadkach jest to konieczny kompromis. Należy przy tym unikać pasz przeznaczonych z założenia do produkcji wielkofermowej drobiu. Pasze te posiadają w swym składzie wiele komponentów zbędnych dla naszej „hodowli”, jak barwniki: witaminy syntetyczne itp. Wszak produkty uzyskane z naszej hodowli mają służyć zdrowiu ludzi. W porównaniu z innym drobiem przepiórki znacznie gorzej reagują na syntetyczne składniki pożywienia. I zastąpienie np. naturalnych witamin wyrobami syntetycznymi znacznie obniża żywotność i produkcyjność tych ptaków. Przez cały rok staramy się dostarczyć przepiórkom zielonki i susze roślinne. W ciągu lata dajemy siekane rośliny jak pokrzywa, mniszek lekarski, lebioda, babka czy też młoda trawa. Przepiórki swoje żerowanie zaczynają właśnie od wybierania z paszy zielonych części roślin. Zimą możemy z powodzeniem dawać tartą marchew, owoce suszu z siana itp. Tak więc żywienie nie nastręcza zbyt wiele problemu. Inna sprawa, że paszy potrzebujemy w dosyć znacznych ilościach. Przykładowo nasza hodowla składająca się ze 120 dorosłych ptaków potrzebuje dziennie od 2,5 – 3,3 kg paszy około 5 litrów wody nie licząc innych dodatków.

Technika zadawania paszy
(...)

Odchów piskląt
(...)

Choroby i profilaktyka
(...)

Ekonomika produkcji
(...)



Rozpatrzmy więc koszty:

I. KOSZTY

1. Nakłady finansowe na środki trwałe:
* klatki 6szt. x 120 zł = 720 zł
* inkubator 1 szt. = 300 zł
* odchowalnia automatyczna 520 zł
* karmidła 6 szt. x 12 zł = 72 zł
* poidła 6 szt. x 8 zł = 48 zł

Razem środki trwałe 1 660 zł


Jeżeli przyjmiemy, że trwałość tych urządzeń wyniesie 10 lat (120 miesięcy) to miesięczny
koszt amortyzacji wyniesie: 1 660 zł : 120 miesięcy = 13,80 zł miesięcznie

2. Nakłady na odchów stada 120 niosek:
* koszt paszy 120 szt. x 0,7 kg x 1,5 zł = 126 zł
* energia, opał, środki czystości, inne 40 zł
* 33% narzut na odchów do 3 tygodni zbędnych kogutków 51 zł

Razem koszty odchowu 217 zł


Zakładając, że nasze nioski użytkujemy średnio przez 6 miesięcy amortyzacja wyniesie 217 zł : 6 mies. = 36 zł miesięcznie

Jeżeli uda nam się znaleźć zbyt na kogutki i sprzedać je jako tuszki 5-6 tygodniowe koszt odchowu całego stada może się zamknąć wynikiem zerowym lub nawet dodatnim.


3. Nakłady miesięczne na utrzymanie stada produkcyjnego
* pasza: 120 szt. x 0,025 kg x 30 dni = 90 kg 90 kg x 1,20 zł/kg = 108 zł
* energia, opał i inne 50 zł

Razem 158 zł


Ogółem koszty miesięczne
1. amortyzacja środków trwałych 13,80 zł
2. amortyzacja stada 36 zł
3. koszty miesięczne utrzymania 158 zł


Razem 207,80 zł


II. PRZYCHÓD
Zakładamy, że 120 niosek powinno znieść codziennie 100 sztuk jaj. Średnie ceny uzyskiwane w I kwartale 2007 r. wyniosły (przy sprzedaży bezpośredniej) 23 grosze za jedną sztukę. A więc: 100 jaj x 30 dni x 0,23 gr = 690 zł
Minus koszty - 207,80 zł

III. Dochód 482,20 zł



Oczywiście w praktyce tak dobrych wyników zazwyczaj się nie osiąga. Zakładany na początku tego artykułu dochód rządu 300-400 zł miesięcznie jest jednak zupełnie realny. Wynik ten możemy znacznie poprawić, jeżeli uda nam się sprzedać część jajek jako wylęgowe, czy też podjąć odchów i sprzedaż tuszek mięsnych. Ale o użytkowaniu mięsnym przepiórek napiszemy w następnych numerach „fauny&flory”


Józef Zając
Tel. 075/713-13-10







Falabella
konik maskotka



koń




Mówiąc o rasie falabella mamy na myśli konie pochodzące ze starannej selekcji, żyjące w Argentynie od ponad 150 lat!! O powstaniu rasy krąży wiele opowieści
Historia

Powstanie rasy ściśle wiąże się z podbojem Ameryki Południowej przez Hiszpanów. Przywozili oni ze sobą konie andaluzyjskie, słynące ze swej odporności i dzielności. Zwierzęta pozostawione przez konkwistadorów przystosowały się do trudów życia w jałowych pampasach, również poprzez obniżenie wzrostu. Konie musiały przemieszczać się na duże odległości w poszukiwaniu pożywienia i wody przy palącym słońcu, zimnym południowo-zachodnim wietrze (nazywanych "El Pampero") oraz częstych burzach. Dzięki temu wykształciły niezwykłą odporność na niekorzystne warunki, a także w obliczu wielu niebezpieczeństw (drapieżniki - pumy, tubylczy Indianie) wyostrzyły zmysły. Ponieważ konie wędrowały w małych stadach dochodziło do krzyżowań wsobnych i licznych mutacji genetycznych.




koń




Historia wskazuje, iż w XIX wieku w prowincji Buenos Aires w Argentynie Irlandczyk Patric Newell założył farmę w Argentynie, gdzie hodował i handlował końmi. W naturze wypatrzył stado koników o niskim wzroście, które od lat Indianom Mapuche służyły za zwierzęta robocze, słynąc ze swej odporności. Newell stworzył własne stado, które przekazał następnie swemu zięciowi o nazwisku Juan Falabella. I od tej pory rodzina Falabella objęła programem hodowlanym rasę, która przejęła od nich swa nazwę. Poprawiali oni w kolejnych pokoleniach pokrój koników poprzez dolew krwi kuców walijskich, szetlandów, małych koników ze wschodniej Europy, koników Criollo i in. Dzięki temu uzyskano wyrównane pogłowie harmonijnie zbudowanych miniaturowych koników o wzroście poniżej 30 cali. Po 1940 roku Julio C. Falabella (1912-1980) spisał dla niektórych swoich koni księgi hodowlane i zapoczątkował tym samym uznanie rasy konika Falabella. Po 1950 roku świat poznał i pokochał te "maskotki", a dzisiaj można je spotkać na każdym kontynencie. Szczególnie dużo starań w popularyzacje rasy włożyli lord i lady Fisher (nabyty od Julio Falabelli ogier Menelek zapoczątkował hodowle falabelli w Wielkiej Brytanii). W 1990 roku powstał Związek Hodowców Koni Falabella (Falabella Horse Breeders Association). Zapewnia on zapis genealogiczny ras i rejestracje wszystkich egzemplarzy koników na świecie.
Jednym z ulubionych ogierów rodziny Falabella był Napoleon, który mierzył 27 cali, przy wadze 45 kg (około 100 funtów). Dożył 42 lat (został uznany najdłużej żyjącym koniem na świecie!!), a po śmierci ufundowano mu monument na ranchu Falabella.

koń
Wygląd
(...)

Charakter i utrzymanie
(...)

dr Joanna Zarzyńska
Wydz. Med. Wet. SGGW
dr Paweł Zarzyński




Autorzy składają serdeczne podziękowania za udostępnienie fotografii do niniejszego tekstu:
- Państwu Wendy i Billowi Strong z Dunnville, Ontario w Kanadzie, stajnia: "Strongs Falabella Miniature Horses"
http://www.stronghorses.com/


- Establecimientos Falabella of Argentina
http://www.falabellahorse.com/


- Miejskiemu Ogrodowi
Zoologicznemu w Płocku










Motyle dzienne

motyl

Motyle, czyli owady łuskoskrzydłe, są jednym z ciekawszych rzędów w gromadzie owadów. Wielu naukowców ośmiela się twierdzić, że po "erze dinozaurów" nastąpiła "era owadów", skoro 2/3 znanych gatunków zwierząt to właśnie owady.

Są więc one najróżnorodniejszą grupą zwierząt, przeważającą zarówno w liczbie gatunków jak też ilościowo. Żyją prawie wszędzie, brak ich jedynie w bardzo niekorzystnych dla egzystencji zwierząt środowiskach (np. w głębszych warstwach zbiorników wodnych i w miejscach trwale zlodowaciałych). Pełnią one ważne funkcje konsumentów i reducentów w łańcuchu pokarmowym przyrody.
Na świecie opisano ponad 0,8 miliona gatunków owadów, szacuje się, że liczba ta niebawem przekroczy 1 milion gatunków, a prawdopodobnie ilość gatunków w rzeczywistości jest kilkakrotnie większa. Najsłabiej zbadane są owady „drobnych rozmiarów”, posiadające ukryty tryb życia, występujące bardzo lokalnie, w trudno dostępnych miejscach, czy mające specyficzny tryb życia.
Pewien kolekcjoner - zbieracz błonkówek, m.in. gąsieniczników, nie oznaczał okazów wprowadzonych do swego zbioru, ograniczając się jedynie do precyzyjnego ich preparowania - w późniejszym okresie zbiór ten szczegółowo przebadano i oznaczono gatunki, okazało się, że ponad połowa nie była znana nauce. Innego sprawdzianu dokonali naukowcy w płn. Australii, zebrano tam skrupulatnie wszystkie owady z wytypowanego drzewa lasu tropikalnego po jego chemicznym opryskaniu, i tu wiele okazów nie było jeszcze naukowo opisanych.

motyl

Dotąd oznaczono około 150 tysięcy gatunków motyli, równie liczne są gatunki błonkówek, muchówek i chrząszczy - te cztery rzędy stanowią ponad połowę znanych gatunków owadów. Motyle większe, tzw. "macrolepidoptera", są dość dobrze zbadane, ale i tu od czasu do czasu pojawiają się doniesienia o nowych gatunkach, korekty już opisanych, zmiany w nazewnictwie oraz uzupełnienia liczby podgatunków. W grupie tej najciekawsze są motyle dzienne zwane od kształtu czułków pałkorożnymi lub buławkorożnymi (Rhopalocera). Opisano ich na świecie ok. 10 tys. gatunków, a charakteryzuje je, jak sama nazwa wskazuje, dzienna aktywność i bardzo zróżnicowane wzory oraz barwy skrzydeł. Barwa i wzór skrzydeł motyli dziennych, to ważna cecha gatunkowa. Wiele gatunków ma bardzo jaskrawe barwy, mogą więc pretendować do miana prawdziwych klejnotów natury. U motyli nocnych, zwanych popularnie ćmami, jaskrawe barwy zdarzają się znacznie rzadziej, ale i tu można znaleźć przepiękne okazy np. w rodzinie prządek (Satumiidae), niedźwiedziówek (Arctiidae) czy zawisaków (Sphingidae). W gronie małych motyli, tzw. "microlepidoptera", także nie brak przepięknych barw z tym, że podziwiać je można dopiero pod odpowiednim powiększeniem. Obok kolibrów i nektarników, motyle dzienne są najpiękniejszą latającą grupą zwierząt lądowych. Nie żądlą, nie gryzą, nie kłują, w locie symbolizują piękno połączone z wolnością. Ta wolność znalazła się w treści piosenki zaczynającej się od słów „motylem jestem”. To cechy postaci doskonałych, ich formy larwalne tzw. gąsienice są czasem uciążliwe, szkodzą jako roślinożercy w rolnictwie, ogrodnictwie, sadownictwie i leśnictwie, jednak w warunkach naturalnych szkodliwość ta jest zazwyczaj symboliczna. Większość motyli dziennych odżywia się nektarem kwiatów zapylając je przy okazji.

motyl

Na kwiecistej łące, gdzie obserwuje się mnóstwo motyli dziennych, panuje względna równowaga między roślinnością, a roślinożernymi gąsienicami. Inaczej jest w monokulturach roślinnych wprowadzonych ręką człowieka, tu wkraczać trzeba nieraz z zabiegami ratowniczymi, by nie dopuścić do gołożerów. Łąki, ogrody, brzegi lasów, sady, śródpolne remizy, parki, rabaty czy wreszcie nieużytki z ostrożeniami, ostami, macierzanką, wrzosem, sadźcem itp., są ostojami motyli dziennych. Będą tu latały gatunki osiadłe jak i te, które przyleciały po wylęgu z innych biotopów, nawet z bardzo odległych stron. Największą aktywność przejawiają motyle przy słonecznej pogodzie, szczególnie w godzinach przedpołudniowych dostarczając nam prócz wrażeń estetycznych również okazję do chwili refleksji nad przyrodą, wciąż zagrożoną poczynaniami człowieka. Nie trudno zauważyć, że życie prawie zamiera, gdy łąka zostaje skoszona, a ziemia zaorana. Ogromne spustoszenia w świecie owadów czynią zabiegi zwalczające chwasty, zwłaszcza chemiczne, a przede wszystkim wypalanie miedz polnych, poboczy rowów czy dróg, itp. biotopów. Na wielu gatunkach roślin, żerują gąsienice przepięknych gatunków motyli dziennych, w tym bielinków, rusałek, oczennic, pazi, modraszków i karłątków.


cały artykuł jest opublikowany w najnowszym wydaniu f&f, nr 06/2007 (101)










Jaszczurka zwinka i zaskroniec
nasze najpospolitsze gady

gady Wszystkie gady (oraz płazy) żyjące na terytorium Polski objęte są ochroną prawną ścisłą. Ich środowisko naturalne kurczy się bowiem w sposób zastraszająco szybki. Liczebność populacji niektórych gatunków gadów jest zgoła katastrofalna (np. żółwi błotnych). Jaszczurki zwinki oraz zaskrońce są na szczęście jeszcze dość liczne, zwłaszcza na niżu. Tylko od nas zależy czy taki w miarę korzystny stan utrzyma się długo. Poniżej przedstawiam garść informacji na temat biologii obydwu gatunków, co mam nadzieję przybliży Czytelnikom f&f ich potrzeby i pomoże w ochronie tych jakże pięknych i ciekawych zwierząt.


Gady to dzieci słońca. Ich aktywność życiowa, jako zwierząt zmiennocieplnych uzależniona jest bowiem od temperatury otoczenia. Skóra gadów jest sucha, szorstka, praktycznie nieprzepuszczalna i dość gruba. Posiada także wytwory w postaci rogowych tarczek, łusek lub masywnych płytek tworzących pancerz. Dzięki temu zwierzęta te mogą zasiedlać środowiska suche i ubogie w wodę. Zębów nie posiadają tylko żółwie. Gady zazwyczaj są nieme, a węże dodatkowo głuche. Oczy wyposażone są w trzy powieki, a narządy kopulacyjne samców dobrze rozwinięte. Charakterystyczną cechą budowy anatomicznej jest serce złożone z jednej komory i dwóch przedsionków. Komora jest częściowo przedzielona niepełną przegrodą, która tylko u krokodyli ma charakter pełny. Czaszka połączona jest z pierwszym kręgiem szyjnym za pomocą jednego kłykcia potylicznego; występuje także kręg obrotowy umożliwiający ruchy głową na boki. Jaja mają elastyczną, pergaminową osłonkę, a jedynie u żółwi i krokodyli posiadają wapienne skorupki. W rozwoju zarodka tworzą się błony płodowe, stąd gady należą do owodniowców. Dzięki temu ich rozwój osobniczy nie jest związany ze środowiskiem wodnym, jak w przypadku płazów. Zapłodnienie jest wewnętrzne. W gromadzie tej spotyka się gatunki jajorodne, jajożyworodne oraz żyworodne. Nie występuje stadium larwalne, a młode są od razu podobne do rodziców. Płuca tylko u krokodyli mają budowę gąbczastą; u pozostałych przedstawicieli są one pofałdowane. Do gromady gady zaliczamy obecnie m.in.: żółwie, krokodyle, aligatory, jaszczurki, węże, hatterie i amfisbeny.


gady Jaszczurka zwinka
Lacerta agilis
(...)


Zaskroniec
Natrix natrix

Ten najpospolitszy w przyrodzie polskiej wąż (zwany też wodnym) należy do rodziny połozowatych. Jest niejadowity i łatwo rozpoznawalny po dwóch żółtych (względnie żółto-pomarańczowych, czasami zielonkawych lub kremowych), rogalowatych plamach zlokalizowanych w okolicach zaskroniowych (stąd nazwa). Gatunek ten zasiedla wilgotne siedliska i najczęściej spotykany jest na terenach podmokłych (moczary, rowy, rozlewiska) w pobliżu różnego typu wód, zwłaszcza zarośniętych, bagiennych; rzadziej na podmokłych łąkach czy lasach i wysokości powyżej 2000 m n.p.m. Pożywieniem zaskrońców są przede wszystkim żaby, ropuchy i traszki, w mniejszym stopniu zaś kijanki, ryby, drobne ssaki, jaszczurki i dżdżownice. Swą ofiarę połyka żywą w całości i trawi wraz z kośćmi. Gad znakomicie pływa i nurkuje. Lubi wygrzewać się gromadnie w słońcu tworząc kłębowiska. Samice bywają większe (dorastają nawet do ponad 1,5 m) niż samce (ich długość nie przekracza metra). Gatunek jajorodny. Gody odbywają się wiosną (maj), zazwyczaj w grupach (kłębowiskach) złożonych z kilkunastu i więcej osobników. W tym okresie zwierzęta są mało płochliwe i dają się łatwo obserwować. Splecione w miłosnym uścisku węże trwają niekiedy nawet kilkadziesiąt minut. Samica składa od kilku do 30 jaj w miejscu dobrze nasłonecznionym, a jednocześnie dość wilgotnym (sterty gnijącej roślinności, kompost, zwały torfu itp.). Jaja mają pergaminową otoczkę i pokryte są śluzem, który na powietrzu tężeje. Częstokroć w jednym miejscu swe jaja składa wiele samic. Ich inkubacja trwa 7-10 tygodni. Młode po wykluciu się mierzą 16-20 cm. W sen zimowy zaskroniec zapada w październiku. Zimuje gromadnie w norach pod korzeniami, kupami liści, wykrotami, itp. Budzi się z początkiem wiosny. Wąż ten broni się podczas ataku drapieżnika wydzielając z gruczołów kloakalnych cuchnącą ciecz, udaje martwego, syczy, uderza na wpół otwartym pyskiem i atakuje nie dotykając jednak ręki lub ratuje się ucieczką. Gad płochliwy, rzadko daje się podejść fotografującemu. Wyjątkowo spotkać można czarną mutację (osobniki melanistyczne nie mają żółtych plam). Częstokroć jest mylony ze żmiją i bezmyślnie zabijany.
Jako ciekawostkę podam, że zaskroniec tygrysi (Rhabdophis tigrinus) zamieszkujący Daleki Wschód wypracował osobliwą strategię obrony. Otóż jak wiadomo jest to gad wykorzystujący toksyny innych gatunków do swojej obrony. Żywi się on mianowicie jadowitymi ropuchami japońskimi (Bufo japonicus). Organizm zaskrońca posiada bowiem zdolność izolowania i magazynowania toksyn ofiary w swoich gruczołach ślinowych i używania ich w razie zagrożenia z zewnątrz.




tekst i zdjęcia:

dr Hubert Zientek




cały artykuł jest opublikowany w najnowszym wydaniu f&f, nr 06/2007 (101)



















Powrót do archiwum

Strona główna





Wydawnictwo Fauna&Flora Adres: 45-061 Opole ul. Katowicka 55. Tel. 77/403-99-11.
e-mail:redakcja@faunaflora.com.pl
Redakcja gazety: zespół. Redaktor naczelny: Marek Orel, tel. +48 608 527 988.
Sekretarz redakcji: Janusz Wach, tel. +48 606 930 559. Korekta: Iwona Stefaniak.