Maj 2010Podstawy inkubacji jaj
WSTĘP Obecnie hodowcy drobiu coraz częściej zmuszeni są do zastąpienia lęgów naturalnych - sztucznym wylęgiem. Nie jest to zresztą nic nowego. W dziejach ludzkości już starożytni Chińczycy i Egipcjanie posiedli tę umiejętność przed ponad 2500 lat temu. W starożytnych Chinach w rejonie np; Szanghaju lub Kantonu pojawiły się w tym czasie wylęgarnie nastawione na produkcję usługową. Wylęgarnie miały najczęściej postać wgłębionych lepianek zaopatrzonych w piece. Piece te miały wgłębienia wypełnione wilgotną ziemią, na której układano jaja do wylęgu. W starożytnym Egipcie umiejętność inkubacji posiedli kapłani świątyni Izydy. Jednak w odróżnieniu od Chin proces ten był otoczony ścisłą tajemnicą, a sam wylęg przyjmował formę rytuału religijnego. Inne też były "wylęgarnie". W Egipcie budowano specjalnie skonstruowane pomieszczenia z piecami opałowymi. Do dzisiaj jest jednak zagadką w jaki sposób określano potrzebne do inkubacji temperatury - wszak termometr nie był jeszcze znany. W Europie dopiero w wieku XVIII podjęto próby sztucznych lęgów. Pierwsze europejskie wylęgarnie miały postać przepołowionej drewnianej beczki zagłębionej wraz z jajami w kupie fermentującego nawozu. Oczywiście wyniki były tak mizerne, że zaniechano tego typu wylęgu. W następstwie tych niepowodzeń zaczęto jednak konstruować specjalne skrzynie ze zbiornikami na ciepłą wodę. Woda w tych zbiornikach musiała być stale wymieniana na cieplejszą co wcale nie było wygodne. Pewnym udogodnieniem stało się zastosowanie lampy naftowej do podgrzewania zbiorników. Wtedy to możliwe było już skonstruowanie prymitywnych termoregulatorów opartych na zasadzie rozszerzalności bimetalu. Jednak prawdziwym przełomem w inkubacji stało się wynalezienie elektryczności. Wtedy to na początku XX wieku wynaleziono dobre termoregulatory oparte na eterze i rtęci, które praktycznie dopiero w dzisiejszej dobie zostały zastąpione urządzeniami elektronicznymi. Obecnie w zasadzie całość procesu inkubacji daje się w pełni zautomatyzować i rola człowieka ogranicza się w zasadzie do nadzoru nad urządzeniem. INKUBATORY Pomińmy omawianie inkubatorów typu wielkoprzemysłowego (halowych) jako mało przydatnych w praktyce amatora hodowcy drobiu. Dla nas ważne są w zasadzie dwa typy inkubatorów. Są to inkubatory szafkowe (szufladowe) i płaskie (skrzynkowe). Zarówno jeden jak i drugi inkubator posiada swoje zalety i wady. Inkubator szafkowy jest niewątpliwie bardziej uniwersalny i pojemny. Jednak jego cena jest kilkakrotnie wyższa od aparatu płaskiego, a zużycie energii elektrycznej znacznie większe. Do głównych wad tego typu aparatów zaliczyć jednak trzeba konieczność posiadania dodatkowo klujnika. Ich producenci niejednokrotnie łączą funkcję inkubacji i klucia w jednym aparacie wyposażając je w dodatkową tacę do klucia. Oznacza to jednak konieczność podniesienia na kilka dni wilgotności w aparacie nawet do 85%, co nie jest bez znaczenia dla pozostających w aparacie inkubowanych jaj. Szczególnie jeżeli są to jaja cennych gatunków. Aparaty płaskie są obecnie chyba najpopularniejsze wśród drobnych hodowców ze względu na niskie koszty zakupu i eksploatacji. Przy zakupie takiego aparatu trzeba jednak zwrócić uwagę na jego rozwiązania techniczne. Na rynku znajduje się co najmniej kilkanaście typów tych aparatów. Spotkamy jeszcze np. inkubatory ogrzewane przy pomocy żarówek. Aparaty tego typu posiadają określone wady; po pierwsze, żarówki tradycyjne są obecnie wycofywane z produkcji i handlu z przyczyn ekonomicznych. Po drugie; powodują jaskrawe oświetlenie inkubatora zarówno w czasie inkubacji jak i klucia. Natomiast w czasie klucia się piskląt konieczne jest raczej pełne zaciemnienie komory. Wyklute pisklęta zawsze instynktownie garną się do światła przeszkadzając w kluciu pozostałych piskląt. Gromadząc się nadmiernie u źródeł światła i przy ich większej liczbie może dochodzić do przygniatania i duszenia słabszych piskląt. A w tym czasie powinny pozostawać w bezruchu resorbując pozostałości żółtka. W tańszych inkubatorach tacę inkubacyjną zastępuje np. siatka. Oznacza to konieczność codziennego wielokrotnego obracania każdego jajka indywidualnie, co jest naprawdę bardzo uciążliwe. Inkubator powinien posiadać przynajmniej półautomatyczne tace inkubacyjne umożliwiające jednoczesne obracanie wszystkich jaj w inkubatorze. Ważną cechą budowy inkubatora jest rozmieszczenie spiral grzejnych. Mogą być one rozmieszczone w górnej lub dolnej części urządzenia. Umieszczenie ich na dole pozwala na znaczne oszczędności energii. Ale nie mogą być to spirale wysokotemperaturowe i muszą w miarę równomiernie pokrywać powierzchnię. Często oferowane są inkubatory wykonane z cienkościennego plastiku. Inkubatory te są przeznaczone do użytkowania w klimacie ciepłym i gorącym. W naszych warunkach oznacza to jednak znacznie większe zużycie drogiego prądu. Tak więc zakup inkubatora powinien być przez hodowcę dobrze przemyślaną decyzją. PRZECHOWYWANIE JAJ WYLĘGOWYCH (...) INKUBACJA (...) KLUCIE (...) Tekst i zdjęcia: Józef Zając cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, majowym wydaniu f&f, nr 05/2010 (136)Synogarlica perłoszyjaCHARAKTERYSTYKA Spośród szesnastu gatunków synogarlic i turkawek z rodzaju Streptopelia kilka znalazło się w kręgu zainteresowania hodowców i miłośników gołębiowatych. Do gatunków tych należy także tytułowa synogarlica perłoszyja, nazywana niekiedy synogarlicą chińską. Ten politypowy gatunek wytworzył siedem podgatunków, które zamieszkują areał od Indii przez całą południowo-wschodnią Azję i okoliczne wyspy. Poza swoją ojczyzną synogarlice perłoszyje występują także w innych rejonach świata, gdzie zostały wprowadzone przez człowieka. Na przykład w 1860 roku sprowadzono je do Australii w okolice Melbourne. Obecnie spotyka się je na ulicach i w parkach miast, w ogrodach, na obszarach rolniczych, a także w tropikalnych zaroślach od Hobart przez Cooktown do Port Lincoln. Postrzegane również w Perth, Pemberton, Kalgoorlie, Esperance i w Australii Zachodniej, a zasięg gatunku stale rośnie. W 1910 roku przywieziono je do Stanów Zjednoczonych w okolice południowej Kalifornii. Zasięg ich stopniowo powiększa się do Santa Barbara i Central Valley. Niewielkie populacje postrzegane w centrum Bakarsfield, zwłaszcza w okolicach Beale Park i całej Oildale. Ponadto można je spotkać w Afganistanie, Kambodży, Malezji, Nepalu, Autonomii Palestyńskiej, Wietnamie, Indonezji, na Mauritiusie, w Nowej Kaledonii, w Papui-Nowej Gwinei, na wyspach Fidżi, w Laosie, Meksyku, w Nowej Zelandii, na Filipinach, w Tajlandii, Bhutanie, Hongkongu, Makau, Birmie, w Pakistanie i Singapurze. (...) HODOWLA Do Europy sprowadzono trzy podgatunki: S.ch.chinensis przywieziono po raz pierwszy do ogrodu zoologicznego w Amsterdamie w 1843 roku, a S.ch.suratensis w 1851 roku. S.ch.tigrina przywieziono do Niemiec w 1879 roku. Pierwszy przychówek uzyskano w londyńskim ogrodzie zoologicznym od podgatunku S.ch.suratensis w 1874 roku. Synogarlice perłoszyje nie sprawiają kłopotów w pielęgnacji, ale do utrzymania ich w nienagannej kondycji niezbędna jest woliera - najlepiej ogrodowa, częściowo zadaszona i osłonięta od zimnych wiatrów. Są dość odporne na niskie temperatury, jednak lepiej gdy zimują w pomieszczeniach o temperaturze nie spadającej poniżej zera. Biorąc to pod uwagę, woliera ogrodowa powinna być połączona z suchym, dobrze izolowanym pomieszczeniem, w którym będą mogły się schronić w czasie niekorzystnych warunków atmosferycznych. Poza okresem lęgowym (późna jesień, zima, wczesna wiosna) mogą przebywać w grupach bądź w towarzystwie osobników innych gatunków gołębi. W czasie lęgów stają się terytorialne i agresywne w stosunku do innych gołębi, bez względu na to czy są to także synogarlice perłoszyje, czy też inne gatunki. Warunkiem udanych lęgów jest jedna para lęgowa synogarlic w wolierze. Można natomiast łączyć je z bażantami i innymi kurakami, z którymi zgadzają się doskonale i często taka obsada woliery jest praktykowana. Andrzej Jarosz cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, majowym wydaniu f&f, nr 05/2010 (136)
Świat gryzoni
Burunduk - domowa wiewióraWSTĘP Burunduk to jeden z grupy 23 pręgowców, należących do rodziny wiewiórkowatych. Większość tych gatunków zamieszkuje rejony Ameryki Północnej i tylko jeden uchował się na obszarze Eurazji. Tym gatunkiem jest właśnie nasz bohater, czyli Tamias sibiricus. Obszary jego pierwotnego, naturalnego występowania to Centralna Rosja, Chiny, Korea i Północna Japonia. Preferowane środowisko to iglasty las (tajga). Tereny, na których można spotkać te urocze stworzenia, rozciągnęły się jednak za sprawą człowieka, który introdukował burunduki do parków w Europie Centralnej i Wschodniej. Coraz częściej ta naziemna wiewiórka pojawia się w sklepach zoologicznych i u nas w domach. Czy to dobrze czy nie, to kwestia dyskusji. Jeśli potrafimy zapewnić mu odpowiednie warunki, a wymagania są duże, to nie ma w tym chyba nic złego. Gorzej, jeśli skazujemy go, na życie w ciasnej klatce i nie zaspokajamy jego dość dużych potrzeb. Burunduk to bardzo ruchliwe, sympatyczne, wszędobylskie stworzonko. Osoby zainteresowane kupnem, powinny wiedzieć, że zdecydowanie nie jest to zwierzę dla małych, a nawet trochę starszych dzieci. Nie lubi on być noszony na rękach, głaskany, przytulany. Możemy mieć nawet problem z oswojeniem. Podstawowa zasada to - nic na siłę. Spokój i cierpliwość będą nam potrzebne, bo proces przyzwyczajania się stworzonka do nas, może trwać nawet kilka miesięcy. Dotyczy to głównie osobników starszych, bądź takich, które przez jakiś czas chowane były w większej grupie, gdzie kontakt z człowiekiem był sporadyczny. Zakup burunduka powinien być mocno przemyślany i informacje na jego temat lepiej zebrać, przed jego nabyciem niż po fakcie. Zwierzę to nie nadaje się do domu, w którym są np. koty, bo będzie się czuło zastraszone. Już nieco lepiej jest w przypadku psa. Nie radzę także, łączyć go z innymi gryzoniami, bo mogą zostać zaszczute przez naszą "wiewióreczkę". BIOLOGIA i BEHAWIOR (...) ZAKUP BURUNDUKA (...) JAKIE MIESZKANKO? Największe, jakie się da! Jeśli zależy nam na zwierzaku i chcemy dla niego jak najlepiej, to nie umieszczajmy go w klatce dla małych gryzoni. Jest ona stanowczo za mała. Najmniejsza klatka to, co najmniej o wymiarach tzw. szynszylówki. Jeśli naprawdę nie możemy pozwolić sobie na większą klatkę, to pamiętajmy, żeby wypuszczać zwierzaka z klatki najczęściej jak się da. W sytuacji, gdy nie ma nas większą część dnia w domu i zwierzę skazane jest na siedzenie w zamknięciu, to takie rozwiązanie odpada. Kupując klatkę, należy zwrócić uwagę na odległości między pręcikami, na wysokość ścianek kuwety oraz na sposób otwierania drzwiczek (nie mogą być to drzwiczki przesuwane, bo burunduk je migiem otworzy). Wielu właścicieli decyduje się, na własnoręczne zbudowanie klatki o większych rozmiarach. Najlepszy materiał to drewno, albo metal, siatka o odpowiedniej wielkości oczek, oraz coś, co posłuży za dno, czyli np. kuweta z plastiku czy szkła. Innym bardzo fajnym rozwiązaniem jest woliera. W domu taką wolierą może być cały pokój, który oddajemy wyłącznie do dyspozycji zwierzaków. Odpowiednio go urządzamy i zabezpieczamy tak, aby pupil nie uciekł bądź żeby nie zrobił sobie krzywdy. W takiej wolierze możemy spokojnie trzymać całą grupkę. Wolierę można stworzyć także na zewnątrz. Może ona być dowolnej wielkości, ale musi spełniać odpowiednie warunki. Część wybiegu musi być osłonięta przed deszczem, wiatrem, słońcem. Taki wybieg tworzymy zazwyczaj wtedy, gdy mamy więcej osobników. W wolierze umieszczamy odpowiednią ilość domków, bądź aranżujemy inne schronienia. Wystrój takiego pomieszczenia jest dowolny. Można powkładać gałęzie, pozawieszać liny, porobić półki, posadzić rośliny (nietrujące), poukładać kamienie itp. Bardzo ważne jest, aby woliera była odpowiednio zabezpieczona przed drapieżnikami z zewnątrz. Pamiętajmy, że burunduki lubią kopać i mogą nam się wydostać z klatki, jeśli nie pomyślimy wcześniej o takim zagrożeniu. Dobrze, więc stworzyć podmurówkę i zrobić betonowe podłoże. Jeśli chodzi o wyposażenie wszelkiego rodzaju lokali, to najlepiej nie wstawiać metalowych drabinek, kołowrotków, czy zabawek atrakcyjnych dla innych gryzoni. Dobrym rozwiązaniem są gałęzie, liny, drewniane półki, drewniane, albo papierowe tunele. Jeśli dobrze zaaranżujemy wnętrze to zwierzę nie zrobi sobie krzywdy, będzie miało sporo atrakcji, a i nie będziemy mieć problemu z przerośniętymi pazurami czy zębami. Za element dekoracyjny a także, jako dodatkowe schronienie mogą służyć rośliny w tym także sztuczne. W całym amoku dekorowania nie zapominajmy o podstawach, czyli o domku (drewnianym albo plastikowym), karmidle (najlepsze ceramiczne, bo jest ciężkie) i poidle. Burunduki lubią kopać, więc ważną kwestię stanowi grubość i rodzaj ściółki. Podkładu powinno być jak najwięcej. Najfajniejszym rozwiązaniem jest ziemia (ziemia z torfem zwykłym lub kokosowym). Dobrze spisują się też kostki drewniane - chłoną wilgoć i zapachy, ale niektóre zwierzaki, nie lubią po nich chodzić. Wiewióry zadowolone będą też z kory, albo kory pomieszanej z ziemią, albo drewienkami. Niestety, kora gorzej chłonie zapachy. Oczywiście nadają się też zwykłe trociny, ale muszą być dobrej, jakości, żeby nie pyliły. Niestety trzeba je też częściej wymieniać. Ważne: jeśli decydujemy się na wypuszczanie podopiecznego na podłogę, to pamiętajmy o zamknięciu okien, drzwi, zatkaniu wszelkich szczelin, sprzątnięciu wszystkiego co mogłoby być pogryzione albo zjedzone i co mogłoby być szkodliwe. CO DO JEDZENIA? (...) DOLEGLIWOŚCI i CHOROBY (...) ROZRÓD (...) Tekst: mgr inż. zootechnik Hanna Szefler cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, majowym wydaniu f&f, nr 05/2010 (136)Bakterie
|