darewit Inkubatory do jaj animar terrarystyka Poid?a, karmid?a, inkubatory, siatki
(zwierz?ta, og?oszenia)
Og?oszenia, zwierz?ta,

Czerwiec 2011





3 x fiorino

3 x fiorino WPROWADZENIE

Trochę złudny tytuł wybrałem do tego artykułu. Ale, czy na pewno? Przecież ... Fiorino to nie tylko - złota moneta papieska, bita od XV wieku, będąca dzisiaj marzeniem wielu kolekcjonerów. Fiorino to nie tylko - kompaktowy na zewnątrz i pojemny wewnątrz samochód firmy Fiat. Fiorino to nade wszystko piękny i ujmujący kanarek zaliczany do grupy posturalnych. Ów mały ptaszek jest misterną mieszaniną dwóch jakże urzekających i popularnych ras - kędzierzawego północno-holenderskiego i glostera. Po pierwszym odziedziczył cały zestaw finezyjnie powykręcanych piór, po drugim mikrą wielkość, puszyste upierzenie oraz uroczy pióropusz na głowie. Jako, że jest szczególnie ujmujący swym eksterierem i zadziwiająco prosty w hodowli, tenże kanarek zdobywa z roku na rok coraz większą popularność. I nie ma się co temu dziwić, boć to rasa nawet dla początkujących. Powstała całkiem niedawno, a w jej rodowodzie nie ma szczególnych smaczków. Po prostu tworzono ją z rozmysłem.


POWSTANIE

Jakieś trzydzieści pięć lat temu znakomity włoski hodowca kanarków Umberto Zingoni gościł równie wyśmienitego miłośnika tych ptaków z Paryża Michela Del Prete. Zapewne, bo jakże by inaczej, dyskutowali o chowie kanarków kształtnych. Niewątpliwie rozważali różne kombinacje krzyżowań. Może nawet fantazjowali. Któż to wie. Stawiali pytania i hipotezy. Potem spekulowali. Co by było, gdyby skojarzyć taką, a taką rasę. Sądzę, że takie rozmowy prowadzili godzinami, ba tygodniami. Aż w końcu wpadli na pomysł skojarzenia dwóch jakże odmiennych ras. Zamiar zamienili w czyn. Przez wiele lat eksperymentowali, kojarzyli blisko spokrewnione ptaki, by uzyskać właściwe z góry zaplanowane rezultaty. O zgrozo, sacrablue - wykrzyknie w tej chwili niejeden z czytających ten tekst. To się nie godzi łączyć brata z siostrą, bądź ojca z córką - doda w myślach. Tak tylko może pomyśleć spora część polskich hodowców. Owa dwójka przez kilka lat planowo kojarzyła ptaki, by wreszcie ukształtować i ukrzepić wymarzoną rasę. A gdy to osiągnęli, wypracowali swoisty marketing rasy. Nie do pomyślenia w Polsce. Otóż rozdawali zainteresowanym przychówek. Nie sprzedawali! Lecz mieli w tym określony cel. Wypromowanie rasy. Wielu hodowców przekonało się do tej tworzonej rasy. Uznało jej walory. I udało się. Kanarki zaczęły pojawiać się na włoskich wystawach. I o to właśnie chodziło twórcom rasy.
W roku 1985, gdy pojawiły się USA pierwsze modele samochodów z komputerem pokładowym i nawigacją satelitarną, Włoska Federacja Ornitologiczna rejestruje rasę fiorino. Cóż to było za święto, a z jaką radością powitali tę informację autorzy rasy. Tego nie sposób opisać. Od tej pory włoscy hodowcy zaczęli wspólnie działać. Pokazywali kanarki fiorino na wszystkich możliwych wystawach, również na międzynarodowych, co jest warunkiem rejestracji przez Światową Konfederację Ornitologiczną (COM). Wytrwała praca została uwieńczona sukcesem.
W 1989 roku Rosjanie zadziwili wszystkich pokazując największy na świecie samolot, jaki zdolny był oderwać się od ziemi i wznieść się na sporą wysokość w powietrze z nielichym ładunkiem. Natomiast Włosi organizują Ornitologiczne Mistrzostwa Świata w Pordenone. I tam COM uznaję nową rasę, przyjmując nazwę - zaproponowaną przez twórców - fiorino. Szukałem etymologii tego słowa. Bezskutecznie. Jeden z autorów wspomina, że zaraz na początku tworzenia rasy nasunęła mu się ta nazwa. Z moich analiz wynika, że fiorino to kwiat. Jeśli tak, to rzeczywiście nazwa wyjątkowo trafna. Od tych mistrzostw fiorino staje się rasą międzynarodową. A jakiż to wzorzec przyjęto? Dość mocno rozbudowany.


WZORZEC RASY

3 x fiorino Wzorzec rasy wymienia aż 11 pozycji uwzględnianych przy ocenie. To bardzo dużo i w związku z tym trudna ocena dla sędziów. Dwie cechy oceniane są skalą 15 pkt., aż pięć - 10 pkt i cztery 5 pkt.

1 Wielkość - 15 pkt. Kanarek naprawdę niewielki, bowiem jego format nie powinna przekraczać 13 centymetrów.
2 Korona, głowa, szyja - 15 pkt. Koronka powinna być symetryczna z centralnie na głowie rozmieszczonym punktem środkowym. Natomiast u ptaków gładkogłowych wierzch głowy powinien być okrągły, szeroki. Obrączka oczna wyraźnie wyznaczona z dłuższych piór. Szyja gładka, krótka, bez skędzierzawionych piór.
3 Postawa - 10 pkt. Pozycja ptaka na drążku powinna tworzyć kąt 550. Głowa, grzbiet, ogon winny tworzyć linię prostą.
4 Upierzenie - 10 pkt. Upierzenie przylegające do tułowia, za wyjątkiem miejsc występowania skędzierzawionych piór.
5 Płaszcz i grzbiet - 10 pkt. Płaszcz: dobrze rozwinięty, od prostej linii środkowej na grzbiecie pióra symetrycznie wywijają się na obie strony, opadając na barkówki.
6 Boki - 10 pkt. Pióra wyrastające z obu boków ptaka są wydłużone, skierowane symetrycznie w górę, zachodzą na skrzydła.
7 Żabot - 10 pkt. Pióra wydłużone, wywinięte do środka osi ciała, tworzące żabot.
8 Skrzydła - 5 pkt. Przylegające do tułowia, nie krzyżują się i nie zachodzą na siebie.
9 Nogi - 5 pkt. Nogi długie, uda dobrze upierzone.
10 Ogon - 5 pkt. Krótki, wąski.
11 Kondycja - 5 pkt. Czysty, zdrowy, aktywny ptak. Wszystkie kolory są akceptowane.


KILKA UWAG
(...)

HODOWLA
(...)

ZAKOŃCZENIE
(...)







Tekst i rysunek
Dr Marek Łabaj





cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, czerwcowym wydaniu f&f, nr 06/2011 (149)










Rhodesian Ridgeback






pies Pręga na grzbiecie, utworzona z sierści rosnącej "pod włos", to znak rozpoznawczy rasy rhodesian ridgeback. Jednak nie tylko pręga czyni te niezwykłe psy godnymi zainteresowania. Charakterystyczna pręga, o szerokości 3-5 cm, sięga od łopatek po okolice lędźwi. Ten unikalny atrybut ridgebacka dał nazwę rasie (po angielsku słowo "ridge" oznacza grzebień, pręgę, zaś "back" - plecy, grzbiet). Pręga musi mieć dwie korony, tzw. wicherki, leżące naprzeciwko siebie w górnej części zwanej "box". Wzorzec rasy (FCI nr 146) przywiązuje dużą wagę do kształtu, długości i proporcji pręgi, a wszelkie odstępstwa od standardu uważane są za wadę.


HISTORIA RASY

Historia rasy rhodesian ridgeback sięga daleko w przeszłość. Najstarsze jej ślady prowadzą do pierwotnych psów afrykańskich plemion Khoi-Khoi (Hotentotów). Były to plemiona myśliwych i pasterzy, które ok. 500 r. n.e. rozpoczęły wędrówkę z północnych krańców afrykańskiego kontynentu (dzisiejszy Egipt, Etiopia i Sudan) na południe, w stronę Przylądka Dobrej Nadziei. Tam, w XV wieku, po raz pierwszy zetknęły się z Europejczykami - portugalskimi żeglarzami i poszukiwaczami przygód, których statki zawijały w te strony. Z tego okresu pochodzą pierwsze niejasne wzmianki o "afrykańskim psie z pręgą na grzbiecie". Biali misjonarze i osadnicy, którzy dotarli do Przylądka dwieście lat później, już nieco dokładniej opisują psy gończe Hotentotów, które miały odznaczać się "wielką odwagą i wyjątkową brzydotą".
Rycina z dzieła brytyjskiego misjonarza i podróżnika Davida Livingstone"Missionary Travels in South Africa" (1857 r.) przestawia polujących buszmenów i psa z nastroszonym pasmem sierści na grzbiecie, przypominającym pręgę. Z kolei Max Silber w swojej książce "Psy Afryki", wydanej w 1893 r., donosi: "Pies Hotentotów należy do najbrzydszych kreatur spośród całej psiej familii; ma szorstki, nastroszony włos, wąski pysk i stojące uszy. Bury kolor i niepozorny wygląd nie umniejszają jednak jego cennych umiejętności." Cenne umiejętności, o których wspomina autor, to przede wszystkim obrona stad bydła przed atakami lwów i leopardów. Osaczone przez sforę drapieżne koty szybko się wycofywały lub padały łupem plemiennych myśliwych. O warunkach, w jakich żyły psy, Silber pisze dalej: "Hotentot uważa psa za członka rodziny, pielęgnuje go i żywi jak rodzone dziecię. Pies ma te same prawa co inni mieszkańcy chaty. Jest przyjacielem domu, jego stróżem i obrońcą." Czyżby stąd wywodziło się niezwykłe przywiązanie dzisiejszych ridgebacków do swoich właścicieli oraz ich potrzeba ciągłego kontaktu z ludźmi? Możemy tylko snuć przypuszczenia, bowiem nie wszyscy badacze dają wiarę relacjom dawnych podróżników...


PIES BIAŁYCH OSADNIKÓW

pies rasy psów, rasa Biali misjonarze, osadnicy i myśliwi przybywający z Europy do południowej Afryki zetknęli się tam z miejscowymi psami o niespotykanej wytrwałości i odwadze, świetnie przystosowanymi do warunków klimatycznych w tej części świata. Zaczęli więc krzyżować przywiezione z Europy rasy - najprawdopodobniej
bloodhoundy, pointery, greyhoundy, airedale teriery i mastiffy - z psami gończymi Hotentotów. Okazało się, że potomstwo pochodzące z tych krzyżówek w większości dziedziczyło charakterystyczną pręgę na grzbiecie oraz najlepsze cechy swoich europejskich i afrykańskich przodków.
I tak, w połowie XIX wieku, na terytorium dzisiejszej RPA powstała nowa odmiana psów stworzona na potrzeby białych osadników. Mieszaniec łączył w sobie zarówno zalety stróża farm, jak i niestrudzonego myśliwego w buszu. Pod względem wielkości, wyglądu i umaszczenia psy te były jednak zbyt zróżnicowane, by można je określić mianem rasy. W roku 1870 dwie suki z pręgą - o imieniu Powder i Lorna - trafiły do białej misji na terenie Rodezji (dzisiejszego Zimbabwe). Misja ta była często odwiedzana przez podróżników. Jednym z jej gości był Cornelius van Rooyen - zapalony myśliwy, polujący w Rodezji na grubą zwierzynę. Podczas wyprawy łowieckiej z udziałem Powder i Lorny Van Rooyen nie mógł wyjść z podziwu nad ich odwagą i zwinnością. Postanowił więc skojarzyć owe wyjątkowe suki z psami myśliwskimi, które trzymał na swej afrykańskiej farmie w Plumtree. Van Rooyen jest uważany za ojca rasy rhodesian ridgeback - prowadził on selekcję hodowlaną i udoskonalał swoje "lion-dogs" przez następne 35 lat. Jednak dopiero w 1924 roku rasa została oficjalnie uznana przez South African Kennel Union. Jej wzorzec powstał dwa lata wcześniej i był oparty na standardzie dalmatyńczyka. Autorem wzorca i założycielem pierwszego klubu rasy był F.R. Barnes.


RODEZYSJKI PIES NA LWY
(...)

CHARAKTER I WYMAGANIA
(...)

PIĘKNY, ZWINNY, ELEGANCKI
(...)

RIDGEBACKI W EUROPIE
(...)





Tekst:
Karolina Kukielka
tel. 727 554 599
kadachi@amorki.pl
www.kadachi.pl




cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, czerwcowym wydaniu f&f, nr 06/2011 (149)










Pokrzywdzone przez los
- czyli sytuacja żółwi wodno-lądowych




zółw Za niewielkie pieniądze można zakupić w większości sklepów zoologicznych malutkie żółwie wodno-lądowe. Przeważnie zakup tych wspaniałych gadów jest decyzją nieprzemyślaną i wyciągniętą zbyt pochopnie. Często przyszli właściciele nie orientują się tak naprawdę z jakim zwierzęciem mają do czynienia i jakich będzie ono potrzebowało warunków. Zdobycie odpowiedniej wiedzy również nie ułatwiają sprzedający, którym w większości zależy jedynie na zysku, a nie na dobru zwierząt. Niniejszy artykuł ma na celu uświadomienie Państwu jak odpowiedzialną decyzją jest zakup gada oraz uświadomić i wyczulić na obecną sytuację tych biednych zwierząt.


ZAKUP

Kupując jakiekolwiek zwierzę należy zdać sobie, że wraz z tą decyzją oprócz przyjemności jego posiadania spadają na nas obowiązki związane z jego opieką. Szczególnie decydując się na zwierzę egzotyczne musimy wiedzieć, że często taka opieka wymaga od nas większej ilości czasu i cierpliwości oraz nie rzadko wiąże się ze sporymi wydatkami. Dobrze jest także wiedzieć, że zakup gada to dopiero początkowe i najniższe koszty. Odpowiednio urządzone dla niego mieszkanie wraz z całym niezbędnym osprzętem i dodatkami jest kilka razy większą kwotą jaką należy zapłacić za same zwierzę. Dlatego zakup żółwia powinien być w pełni przemyślaną decyzją. Nie powinna ona wynikać z panującej mody czy też impulsu związku zetknięciem się z nietypowym zwierzakiem na wystawie sklepu zoologicznego. Każdy kupujący powinien zawsze odpowiednio przygotować się do podjęcia tej ważnej decyzji o rozpoczęciu przygody z nowym zwierzęciem. Warto zaczerpnąć niezbędne informacje czy to od hodowców zajmujących się tymi gadami, czy też z literatury. Według zawartych tam informacji i zaleceń należy przygotować wcześniej wiwarium, w którym ma zamieszkać żółw.
Wszystkim osobom pragnącym właśnie zakupić żółwia polecam odpowiedzieć sobie w duchu na następujące pytania i zastanowić się raz jeszcze czy właśnie o takim zwierzęciu marzymy:
* Czy zdajesz sobie sprawę do jakich rozmiarów dorastają popularne na rynku zoologicznym żółwie wodno-lądowe?
* Czy masz świadomość jakich potrzebuje warunków takie zwierzę? I czy jesteś w stanie je zapewnić u siebie w domu?
* Czy zdajesz sobie sprawę, że hodowla tych gadów polega głównie na ich obserwacji?
*Czy orientujesz się w kosztach utrzymania tych gadów i ewentualnych wizyt u weterynarza? Oczywiście nie mam na celu zniechęcać ludzi do zakupu tych gadów. Chcę jednak, żeby w przyszłości nie było, żadnego rodzaju rozczarowań i aby z tego powodu nie cierpiały kolejne gady.



WIEDZA

Każdy z nas powinien zdać sobie sprawę, że wiedza przekazywana przez zdecydowaną większość sprzedawców w sklepach zoologicznych czy na giełdach jest błędna. Przeważnie osoby te zupełnie nie mają pojęcia na temat opieki nad tymi gadami, a jeżeli już pofatygowały się o przestudiowanie materiałów na temat tych zwierząt to przeważnie cytują niestety stare i nieprawdziwe informację, które jak widać nadal krążą wśród społeczeństwa. Wiadomo, że jak zwykle są różnego rodzaju wyjątki i również tutaj zdarzają się osoby, od których kupując zwierzę zdobywa się też niezbędne i wiarygodne informację na temat jego dalszej hodowli. Oprócz wprowadzających w błąd sprzedawców kolejną pułapką dla przyszłych hodowców jest obecna na naszym rynku literatura. Niestety, ciągle w sprzedaży zdarzają się stare publikacje zawierające już nieaktualne informację. Zdarzają się też również i takie, które mimo niedawnej publikacji zawierają różnego rodzaju błędy. Jak więc widać dostęp do odpowiedniej wiedzy wcale nie jest taki prosty jakby się mógł wydawać, ale z drugiej strony jest możliwy. Wszystkim rozpoczynającym przygodę i tym, którzy już mają żółwie od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zdecydowali się poprawić im warunki polecam różnego rodzaju artykuły napisane przez hodowców i opiekunów tych gadów. Oprócz naukowej wiedzy zyskujemy również opisane przez nich doświadczenia i zagadnienia praktyczne, z którymi mieli do czynienia w czasie swoich kontaktów z tą grupą zwierząt. Zdecydowanie najlepiej takiego typu publikacji szukać w różnego rodzaju magazynach, stronach i serwisach zoologicznych lub też specjalistycznych poświęconych gadom, albo konkretnie żółwiom Z obecnej na naszym rynku literatury polecam szczególnie "Żółwie wodno-lądowe - Hodowla i choroby" Aleksandry Maluty oraz "Żółwie ozdobne" Fritz'a Frohlich'a. Sam również niedawno napisałem publikację poświęconą w całości żółwiom ozdobnym - Zeszyt Akwarystyczny nr 12 "Żółw ozdobny Trachemys scripta". Jeśli chodzi natomiast o polskie strony internetowe gdzie można znaleźć informację na temat żółwi wodno-lądowych to zachęcam to lektury www.terrarium.com.pl , www.zolw.info, www.zolwie.net oraz www.emys.org.pl. Zachęcam również do szukania artykułów w takich magazynach jak Nasze Akwarium, Draco magazyn, Magazyn Akwarium czy też czytaną właśnie przez Państwo fauna&flora itp. Zawsze należy jednak pamiętać o odpowiedniej weryfikacji zdobytej wiedzy, porównując ją do różnych źródeł i ciągle powtarzać sobie pytanie "Czy tak samo wygląda to w naturze?". EFEKTY NIEWIEDZY (...) ADOPCJA i POMOC (...) Tekst i zdjęcia: Wojciech Urynowicz Stowarzyszenie Hodowców Żółwi EMYS

cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, czerwcowym wydaniu f&f, nr 06/2011 (149)










Zwierzęta introdukowane
BEZKRĘGOWCE


WPROWADZENIE


introdukcja Mianem "introdukcji" określamy wprowadzenie danego gatunku roślin lub zwierzęcia na tereny, na których nigdy wcześniej on nie występował. Zjawisko to może być rezultatem planowanego działania (introdukcja zamierzona) jak również dziełem przypadku (introdukcja przypadkowa). Przykładem tej pierwszej jest sprowadzenie na kontynent europejski muflona (Ovis musimon) - cenionego zwierzęcia łowieckiego zamieszkującego pierwotnie Sardynię i Korsykę. Natomiast klasycznym przykładem introdukcji przypadkowej (nazywanej często po prostu "zawleczeniem") jest sprowadzenie z Ameryki do Europy stonki ziemniaczanej (Leptinotarsa decemlineata), która przybyła tu w ślad za ziemniakiem (wg socjalistycznej propagandy z lat 50. została ona celowo "zrzucona" przez Amerykanów dla pogrążenia naszej gospodarki).
Niezależnie od tego czy introdukcja określonego gatunku była celowa czy przypadkowa zawsze wiąże się ona z licznymi i trudnymi do przewidzenia zagrożeniami dla rodzimej przyrody. Każde zwierzę i każda roślina pełni bowiem w naturalnym ekosystemie ściśle określoną rolę, czyli - jak mawiają ekologowie - zajmuje określoną niszę ekologiczną. Zasada Gausa mówi, że jedna nisza ekologiczna może być zajmowana tylko przez jeden gatunek. Co to oznacza w praktyce? Otóż każdy nowo sprowadzony do ustabilizowanego ekosystemu gatunek, jeśli chce w nim przetrwać, musi podjąć walkę o dominację z gatunkiem, którego miejsce chce zająć. Jego zwycięstwo oznacza, że któryś z dawnych gatunków musiał wyginąć. I tutaj pojawia się kłopot bowiem każdy ekosystem stanowi sieć niezwykle licznych i ściśle powiązanych ze sobą zależności międzygatunkowych. Nie ma gwarancji, że nowy gatunek, który wyparł rodzime zwierzę w pełni przejmie wszystkie jego funkcje i zaspokoi związane z nim potrzeby innych komponentów ekosystemu. Jeśli tak się nie stanie pozornie niewinna introdukcja może zagrozić stabilności całego ekosystemu, a stąd już tylko krok do mniejszej lub większej katastrofy ekologicznej.
Wśród zwierząt introdukowanych, które urosły do rangi gatunków inwazyjnych, czyli takich, które po sprowadzeniu na nowe tereny wykazują się znaczną ekspansywnością stanowiąc zagrożenie dla rodzimych przedstawicieli fauny i flory, są przedstawiciele wielu grup systematycznych, począwszy od drobnych bezkręgowców po duże ssaki. Poniżej dokonamy krótkiego przeglądu wybranych intruzów, których pojawienie się na naszych ziemiach trwale zapisało się w historii i wyraźnie wpłynęło na kształt otaczającego nas środowiska.


STONKA I JEJ KUZYNI


stonka Zacznijmy od owadów, które - z racji niewielkich rozmiarów oraz rozlicznych stadiów rozwojowych pozwalających im na przetrwanie długiego czasu nawet w niekorzystnych warunkach - należą do zwierząt wyjątkowo dobrze znoszących dłuższe podróże oraz łatwo adaptujących się do nowych dla nich ekosystemów. Ich listę otwiera wspomniana już stonka ziemniaczana, która przybyła na kontynent europejski z Ameryki w ślad za sprowadzonymi również stamtąd ziemniakami, będącymi jej naturalnym źródłem pokarmu. Pierwsze stonki pojawiły się w Polsce już w latach 40. i z roku na rok ich liczebność się zwiększała oraz docierały na tereny położne coraz dalej na wschód. Choć dzisiaj może się to wydawać śmieszne, ówczesna komunistyczna propaganda postanowiła uczynić z nich wroga publicznego numer 1 oraz zrzucić na te owady winy za nieudolność władz i popełniane błędy gospodarcze. 1 czerwca 1950 roku w "Trybunie Ludu" będącej oficjalnym organem prasowym władz, pojawił się obszerny artykuł z którego niezbicie wynikało, iż rzeczona stonka została zrzucona wprost do Bałtyku przez podstępnych imperialistów zza oceanu i stamtąd wyszła na polskie plaże i rozpełzła się po całym kraju, aby zjeść nasze ziemniaki (nazwano ją nawet z amerykańska "żukiem kolorado"). Przez szereg lat to właśnie stonkę obarczano odpowiedzialnością za braki w zaopatrzeniu i niedobór żywności w kraju. Z drugiej strony przyczyniła się ona do mobilizacji mas, bowiem w latach 40. i 50. gdy nie było jeszcze skutecznych pestycydów jedynym sposobem walki z tym żarłocznym potworem było ręczne zbieranie owadów. Do tego celu organizowano masowe akcje obywatelskie, oczywiście w czynie społecznym. Początkowo, gdy owad występował jeszcze nielicznie, płacono nawet rolnikom za każdą dostarczoną do skupu stonkę (co bardziej pomysłowi przerzucili się wtedy z uprawy ziemniaków na lepiej opłacalną hodowlę stonki ;-). Kres komunistycznej "stonkofobii" położyło dopiero wprowadzenie do masowego użytku insektycydów. Chemikalia skutecznie rozprawiły się z najeźdźcą i „wróg publiczny nr 1 PRL-u” popadł w zapomnienie.
Dzieje stonki ziemniaczanej są książkowym przykładem przybycia w nowe miejsce zwierzęcia (stonka) żywiącego się sprowadzoną tam wcześniej rośliną (ziemniak). Nie jest to odosobniony przypadek - podobna historia wydarzyła się niedawno na naszych oczach i trwa nadal. Ma związek z kasztanowcami - popularnymi drzewami przydrożnymi i parkowymi, które - z czego nie każdy zdaje sobie sprawę - nie są naszym gatunkiem rodzimym. Zostały sprowadzone przed niemal pięcioma wiekami z południa Europy i tak doskonale się u nas poczuły, że już bardzo dawno stały się trwałym elementem polskiego krajobrazu. Przed około 10 laty zaobserwowano w Polsce gwałtowne pogorszenie się kondycji tych drzew - ich liście często już w maju szybko rudziały i więdły, po czym masowo opadały. Badania pozwoliły ustalić sprawcę - okazał się nim niepozorny motyl szrotówek kasztanowcowiaczek (Cameraria ohridella) odkryty i opisany zaledwie 15 lat wcześniej w odległej zdawałoby się Macedonii. Owad ten trafił do Polski (a w zasadzie - rozprzestrzenił się po całej Europie) dzięki szybkiemu transportowi samochodowemu. Okazało się, że przewożone przez samochody osobniki w pierwszym rzędzie atakowały kasztanowce rosnące tuż przy głównych trasach, a stamtąd błyskawicznie rozprzestrzeniały się dalej. Ułatwia im to krótki cykl rozwojowy sprawiający, że w ciągu roku mogą pojawić się nawet 4 generacje tych owadów. Co więcej, ich zwalczanie jest niezwykle kłopotliwe. W zasadzie ogranicza się do regularnego usuwania opadających liści stanowiących miejsce zimowania poczwarek. Możliwe jest również zabezpieczanie i leczenie drzew za pomocą iniekcji środkami owadobójczymi, ale metody te wymagają sporych nakładów finansowych.
Jak wynika z zestawienia przedstawionego w tabeli poniżej, inwazyjnych gatunków owadów jest w Polsce mnóstwo. „Na pocieszenie” można tylko dodać, że my również „wyeksportowaliśmy” za ocean wiele ich gatunków, które stanowią teraz problem mieszkańców Ameryki pustosząc ich lasy i uprawy oraz wprowadzając zamieszanie w tamtejszych ekosystemach.


RAKI, KRABY, KREWETKI I NIE TYLKO
(...)

WĘDROWNE MIĘCZAKI
(...)

NA KONIEC - CIEKAWOSTKA
(...)





Tekst:
dr wet. Joanna Zarzyńska
Wydział Medycyny Weterynaryjnej SGGW
dr inż. Paweł Zarzyński





cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, czerwcowym wydaniu f&f, nr 06/2011 (149)









Powrót do archiwum

Strona główna





Wydawnictwo Fauna&Flora Adres: 45-061 Opole ul. Katowicka 55. Tel. 77/403-99-11.
e-mail:redakcja@faunaflora.com.pl
Redakcja gazety: zespół. Redaktor naczelny: Marek Orel, tel. +48 608 527 988.
Sekretarz redakcji: Janusz Wach, tel. +48 606 930 559. Korekta: Iwona Stefaniak.