darewit Inkubatory do jaj animar terrarystyka Poid?a, karmid?a, inkubatory, siatki
(zwierz?ta, og?oszenia)
Og?oszenia, zwierz?ta,

Sierpień 2011





Trening gołębi lotnych przy użyciu przenośnej skrzynki

O tej pasjonującej metodzie treningu i lotowania pisałem już na łamach "f&f" (nr 7/2005), wówczas artykuł ten spotkał się z dość dużym zainteresowaniem naszych hodowców. Świadczyły o tym liczne zapytania kierowane zarówno do Redakcji jak i do autora artykułu. Od tego czasu minęło kilka lat i sam jestem ciekawy ilu naszych hodowców lotuje gołębie tą metodą. Chciałbym też aby swoimi doświadczeniami podzielili się z czytelnikami naszego miesięcznika. Wtedy też zastanawiałem się, jakim skrótem zastąpić ten nieco przydługi tytuł, niestety nie da się określić jednym słowem całkiem nowej i nieznanej naszym hodowcom dziedziny sportu gołębiarskiego. Wydaje się, że ta fascynująca rozrywka jest nadal nieznana w naszym kraju i wielka to strata, gdyż łączy bezpośrednio obcowanie na łonie natury wraz ze swoimi ulubionymi ptakami.


gołębie

Zaletą tego sportu jest bezpośredni kontakt hodowcy z otaczającą go przyrodą jak i też satysfakcja z udanego lotu swoich podopiecznych. Duże znaczenie ma również fakt, że za każdym razem możemy wybrać inne miejsce lotu i wraz z rodziną i przyjaciółmi poznawać uroki bliższej i dalszej okolicy. Jest to sport uniwersalny dostępny zarówno dla posiadaczy samochodów jak i też dla miłośników turystyki rowerowej. Gołębie wraz ze skrzynkami można załadować na małą przyczepkę rowerową i ruszyć w plener. W języku niemieckim ten rodzaj sportu określany jest słowem flugkasten, co w dowolnym tłumaczeniu oznacza "lot w polu", niem. Flug = lot, lotność, natomiast kasten=skrzynka, kufer, pudło.
Ten nowy rodzaj sportu nie ma jeszcze swojej nazwy w języku polskim, co daje naszym hodowcom duże pole do popisu. Jeżeli ten rodzaj gołębich lotów zainteresuje naszych hodowców to musimy stworzyć zupełnie nowe nazewnictwo dotyczące tej dziedziny rozrywki. Ponadto w razie większego zainteresowania, konieczne będzie opracowania szczegółowych regulaminów lotów, z uwzględnieniem ras wykorzystywanych w tego typu konkursach. Sądzę, że w tym przypadku można będzie skorzystać z doświadczeń naszych sąsiadów, którzy mają już wypracowane procedury konkursowe.
Jak zatem nazwać tą nową dziedzinę sportu? Czy pozostać przy niemieckiej nazwie i wprowadzić kolejny germanizm do naszego języka, czy też stworzyć nową polską nazwę. Moja propozycja to, "AWI-LOT" (od avis=ptak) lub "EKO-LOT" (od ekologii). Jak nazwać hodowcę-trenera, zajmującego się tą pasjonującą i niełatwą odmianą lotów, czy nazwa "AWI-TRENER" będzie właściwa? Jak nazwać przenośną skrzynkę, w której gołębie przywożone są na miejsce lotu - "AWI-KOSZ", czy po prostu "TRANSPORTÓWKA". Jak nazwać przenośną klatkę, na której obowiązkowo lądują powracające gołębie. Czy przyjmie się nazwa "AWI-BOX". Takie lub podobne pytania będą zadawać hodowcy i to oni powinni podsuwać pomysły i wprowadzić do potocznej mowy nową terminologię.
W numerze 5/2005 "f&f" przedstawiłem szkice gołębników przeznaczone dla ras lotnych, a wśród nich gołębnik do trzymania i hodowli gołębi lotowanych z przenośnej skrzynki. Dla przypomnienia ponownie publikujemy tą rycinę wraz z krótkim opisem (rys.nr 1). Kształt gołębnika jak i też urządzenie jego wnętrza uzależniony jest od wielkości hodowli oraz możliwości i pomysłowości hodowcy. Najważniejszą sprawą jest zasłonięcie wszystkich otworów tak, aby gołębie nie widziały i nie znały swojej okolicy. Najczęściej w oknach stosuje się szyby ze szkła mlecznego, a ostatnio z poliwęglanu komorowego. Nigdy też z tego gołębnika nie wypuszcza się gołębi przeznaczonych do lotu z przenośnej skrzynki. W gołębnikach tego typu należy zaprojektować bardzo wydajną wentylację. Polskie piśmiennictwo nie podaje sposobów treningu i lotowania gołębi z przenośnej skrzynki, dlatego też korzystam z publikacji znanego hodowcy J.Hrabala ze Słowacji (Chovatel nr 3/2003). "Klatki do treningu mogą być różnego typu od najprostszych np. skrzynki po owocach z jednym otworem w górnej pokrywie aż do typowych skrzynek zaopatrzonych w standardowe zamknięcia stosowane przez hodowców gołębi pocztowych. Zaawansowani hodowcy używają do tego celu składanych klatek, które można rozłożyć i złożyć w razie potrzeby" (kon. fragmentu).
Natomiast inny autor P.Krajći w swojej książce, pt. "Chovame sportove holuby letuny" (Bratislava, 1984), pisze: „Hodowcy, którzy nie mają możliwości hodowania gołębi w tradycyjnych gołębnikach, mogą używać przenośnej klatki. Ta metoda chowu jest już doskonale opracowana i przy jej pomocy hodowcy osiągają dobre wyniki, szczególnie z wywrotkami. Przenośna skrzynka lotowa ma wymiary: 80x50x50 cm i powinna się mieścić do bagażnika samochodowego. Boki skrzynki powinny być z siatki lub szkła, aby młode gołębie mogły poznawać okolicę. Podstawa treningu polega na tym, że młode gołębie przyzwyczaja się tylko do tej klatki. W niej są karmione i wypuszczane z ręki w różnych miejscach w terenie. Po powrocie do domu z takich "lotów" gołębie umieszcza się w małym gołębniku z którego nie widać okolicy" (kon. cyt.)
Ponownie wracamy do opisu przedstawionego przez J.Hrabala. Cechą decydującą o możliwości lotu wyczynowego lub wykonywania wywrotów przez gołębia są jego wrodzone predyspozycje tj. cechy dziedziczne przekazywane z pokolenia na pokolenie. Natomiast przy układaniu gołębi (treningu) wykorzystuje się w sposób świadomy odruchy warunkowe i bezwarunkowe.

(...)


tekst: Zbigniew Gilarski




cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, sierpniowym wydaniu f&f, nr 08/2011 (151)









Perlica zwyczajna






- charakterystyka gatunku i użytkowanie


Perliczka - to druga nazwa zwyczajowa tego ptaka, należącego do rodzaju Numida, rzędu ptaków grzebiących. W stanie dzikim zamieszkuje Afrykę Północną oraz półwysep Arabski gdzie możemy spotkać kilka podgatunków, obejmujących swym występowaniem różne regiony kontynentu afrykańskiego np. zachodni, wschodni czy centralno-południowy. Perlice spotkać można również w stanie dzikim na Karaibach, Madagaskarze oraz w Australii i Nowej Zelandii, gdzie zostały introdukowane (sztucznie wsiedlone).


perlica

Perliczka to raczej średniej wielkości ptak (1,2-1,5 kg), prowadzący zdecydowanie naziemny tryb życia, rzadko podrywa się do lotu i niechętnie przemieszcza się przy udziale skrzydeł. Zaledwie na kilkunastometrowe odległości. W środowisku naturalnym dojrzałość płciową ptaki te zyskują w wieku 9-12 miesięcy, przy czym w okresie reprodukcyjnym znoszą zazwyczaj od 10 do 20 jaj, o średniej masie wynoszącej 45 g. Na wolności perlice dożywają wieku 10-12 lat. W miejscu jej naturalnego występowania, pożywienie stanowią zazwyczaj: nasiona, pędy oraz owoce wielu gatunków roślin, przy czym dieta również zawiera szereg bezkręgowców (owady, pajęczaki oraz ślimaki).
Chociaż jest to gatunek zaliczany do drobiu, to jednak wydaje się, iż w Polsce ma jedynie marginalne w nim znaczenie. Przynajmniej na razie. Najczęściej utrzymywane są ekstensywnie w drobnych gospodarstwach, w tym agroturystycznych. Nominatywne (dzikie) upierzenie perlic charakteryzuje się szaro-stalową barwą i pokryte jest drobnymi, białymi plamkami (fot. 1). Z drugiej strony w chowie amatorskim, hodowcy wytworzyli wiele mutacji barwnych, np. niebieską, niebiesko-srebrzystą, żółtą, czekoladową, lawendową, rudą, czysto białą a nawet czarną (fot. 2). Cechami zewnętrznymi, najbardziej charakterystycznymi dla perlic, po których najłatwiej je rozpoznać, to wrzecionowata sylwetka, nieopierzona głowa ze znajdującym się na wierzchołku zrogowaciałym, ciemnobrązowym hełmem oraz białe dzwonki z czerwoną obwódką, zwisające po obu stronach dzioba (fot. 3). Dymorfizm płciowy jest raczej słabo zaznaczony jednak niektórzy, doświadczeni hodowcy potrafią sobie poradzić z odróżnieniem płci na podstawie pochylenia hełmu oraz głosu obu płci. Bardziej intensywne użytkowanie perliczek jest popularne jedynie w takich krajach jak: Francja, Belgia, Kanada czy Australia. Warto podkreślić, że prowadzona od wielu lat we Francji praca hodowlana u perlic, ukierunkowana głównie na zwiększenie ich masy ciała, szybki wzrost oraz dobre wykorzystanie paszy, doprowadziła do wytworzenia linii tzw. mięsnych charakteryzujących się dużą masą ciała (ponad 3 kg). Perlice ubija się najczęściej między 12. a 14. tygodniem życia. W początkowym okresie odchowu (do 1. tygodnia życia) ptaki te potrzebują dość wysoką temperaturę powietrza (ok. 35-37?0?C) w strefie życiowej. Oczywiście podobnie jak u innych gatunków ptaków użytkowych w okresie wzrostu, wraz z wiekiem temperatura winna ulegać obniżeniu tak, aby w 6. tygodniu wynosiła ok. 20?0?C. Badania i obserwacje wielu hodowców wskazują, że newralgicznym momentem w życiu młodych perlic jest okres wyrzynania im się hełmu. Przypada to na 8. tydzień życia. Należy wówczas szczególnie zwrócić uwagę na utrzymanie prawidłowych warunków środowiskowo-żywieniowych. Ptaki w tym czasie są niespokojne, bardziej płochliwe i mniej odporne na niekorzystne czynniki zewnętrzne, w tym drobnoustroje chorobotwórcze.


(...)





tekst i zdjęcia: dr inż. Sebastian Nowaczewski
Katedra Hodowli i Użytkowania Drobiu UP w Poznaniu












Choroby przewodu pokarmowego u królików




Najczęściej spotykanymi niedomaganiami królików są zaburzenia pracy układu pokarmowego. Schorzenia te są przyczyną największych strat w hodowli, poprzez swoją uciążliwość i uporczywość w występowaniu. Bez względu na ilość posiadanych zwierząt w hodowli od czasu do czasu znajdujemy królika martwego. Nie ma najczęściej reguły jakie zwierzęta padają, duże czy małe. Upadki dotykają zarówno sztuk młodych jak i dorosłych. Ze względu na zazwyczaj większy stan królików młodych wydaje nam się, że pada ich więcej. Warto jednak ewidencjonować ilość królików padłych, nie w liczbach bezwzględnych, lecz w procentach ogólnej liczby zwierząt - dorosłych albo młodych. Pozwoli nam to na bardziej precyzyjne określenie przyczyny występujących padnięć.
królik, króliki, Zła praca przewodu pokarmowego może się objawiać biegunkami, wzdęciami, brakiem apetytu i ogólnym osłabieniem organizmu. Króliki często są osowiałe, trzymają spuszczoną na dół głowę i zgrzytają zębami. W niektórych publikacjach zgrzytanie zębami przedstawiane jest jako objaw bólu. Nie jestem do końca przekonany o takiej interpretacji zjawiska. Pracując w hodowli wielkostadnej, nieraz miałem wątpliwą przyjemność obserwować króliki z poważnymi urazami mechanicznymi i nigdy królik, który cierpiał potworne męki, nie zgrzytał zębami. Najczęściej zgrzytanie zębami występuje jako wynik niedokrwienia mózgu i spowodowanego przez niego szczękościsku. Przyczyną wystąpienia biegunek może być zarówno niewłaściwa jakość paszy jak i wody. Stosując paszę o sprawdzonym składzie i z wiarygodnego źródła minimalizujemy ryzyko zatrucia toksynami jak również możliwość braku zbilansowania dawki pokarmowej.
U królików bardzo ważną rolę w procesie trawienia odgrywają bakterie zasiedlające przewód pokarmowy, a zwłaszcza jelito ślepe. Bakterie te są odpowiedzialne za prawidłowy przebieg zachodzących w jelitach procesów trawiennych, a ich kondycja i skład gatunkowy jest indywidualną cechą każdego królika i wynika ze stworzonych mu przez hodowcę warunków bytowych. Stabilność składu flory bakteryjnej związana jest zarówno z kwasowością przewodu pokarmowego (z jego pH) jak i z wzajemnego stosunku białka, włókna i energii, zawartych w dostarczanej dawce pokarmowej. Nie należy upatrywać przyczyny wystąpienia biegunek od razu w jakimś czynniku chorobotwórczym. Najpierw należy wykluczyć przyczyny natury żywieniowej i środowiskowej (np. brak dostatecznej higieny, możliwość zatruć pozapokarmowych itp.) a także nadmierny stres zwierząt. Dopiero po wykluczeniu możliwości wystąpienia zmian w składzie paszy czy wody oraz wykluczeniu innych czynników, możemy zacząć się zastanawiać nad możliwością wystąpienia infekcji bakteryjnej (najczęściej są to pałeczki coli), inwazji pasożytów (kokcydioza) czy mało prawdopodobnej, aczkolwiek spotykanej, infekcji wirusowej (rotawirusy). Z moich doświadczeń związanych z hodowlą królików najczęstszymi przyczynami upadków, którym towarzyszą biegunki, oprócz błędów żywieniowych, jest właśnie kokcydioza. Jeżeli króliki żywione są wyłącznie paszami granulowanymi to należy przestrzegać zalecanego i opracowanego przez producenta programu profilaktycznego. Jeżeli stosujemy żywienie mieszane, polegające na stosowaniu zarówno pasz gospodarskich jak i granulatu to stosowany granulat powinien zawsze w swoim składzie zawierać środek kokcydiostatyczny. Nie ma potrzeby stosowania kokcydiostatyku przez cały okres życia zwierzą, jest to nawet w końcowym okresie tuczu zabronione przepisami weterynaryjnymi. Zastosowanie kokcydiostatyka powinno być świadomym wyborem, dokonanym na podstawie obserwacji zwierząt. Jeżeli stwierdzamy występowanie w klatkach lub na ściółce odchodów o galaretowatej konsystencji lub też w trakcie uboju zauważamy przekrwienia jelita cienkiego i wypełnienie go gazami bądź białe guzki na wątrobie, jest to właściwy czas na zastosowanie kokcydiostatyka.
Hodowca powinien znać wielkość upadków występujących "normalnie" w jego hodowli. Prowadząc dokładne zapiski, dotyczące zdarzeń mających miejsce na fermie, a w tym ilości upadków i aktualnego stanu zwierząt, możemy porównać czy występujące upadki są na takim samym poziomie czy też uległy zwiększeniu. Ma to znacznie zwłaszcza w poszczególnych okresach roku. Jeżeli się na przykład okaże, że zawsze w miesiącu maju mieliśmy upadki królików młodych, w pierwszym tygodniu po odsadzeniu, na poziomie powiedzmy 5?%, a w tym roku wzrosły one do 20?%, a nie zmieniły się warunki hodowli, należy szukać przyczyny takiego wzrostu w czynnikach zewnętrznych. Może się okazać, że oprócz pomalowania ścian z zastosowaniem nie używanej do tej pory farby nic się nie zmieniło, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie można stwierdzić, że to właśnie ta farba zaszkodziła królikom. Jest to oczywiście tylko przykład, niemniej oparty na bardzo podobnym przypadku zaistniałym w rzeczywistości. Nie dałoby się określić co spowodowało wzrost upadków gdyby nie precyzyjnie prowadzone notatki.

(...)



tekst: dr Leszek Antoni Gacek




cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, sierpniowym wydaniu f&f, nr 08/2011 (151)










Zwierzęta introdukowane (3)
Kręgowce


Przed miesiącem zaprezentowaliśmy na łamach „fauny&flory” liczne gatunki kręgowców inwazyjnych, czyli takich, które - sprowadzone najczęściej przypadkowo na nasze ziemie - poczuły się tutaj doskonale i rozpoczęły „podbój” nowych dla nich terenów niejednokrotnie zagrażając ich rodzimym mieszkańcom. Omówionych zostało 17 taksonów ryb i 2 taksony ptaków. Nasz przegląd kręgowców obcych dla polskiej fauny zakończymy prezentując ssaki inwazyjne.


Zacznijmy od najokazalszych z nich, przedstawicieli rodziny jeleniowatych: daniela i jelenia wschodniego.


DANIEL
(...)



JELEŃ WSCHODNI
(...)



MUFLON
muflon Gatunkiem obcym w Polsce jest również muflon (Ovis ammon), spotykany w wielu krajach Europy. Wszystkie te populacje biorą swój początek od zwierząt zamieszkujących Korsykę i Sardynię. Eksperci są jednak zdania, że również te ziemie nie są właściwą ojczyzną muflonów. Najprawdopodobniej przybyły tam one (jak również na Cypr) wraz z pierwszymi osadnikami jako pierwotne zwierzęta domowe jeszcze w czasach starożytnych. Zapewne pochodzą od populacji zamieszkujących do dzisiaj azjatyckie krainy od Azji Mniejszej po Zatokę Perską i wschodnie granice Iranu. Przed tysiącami lat występowały tam prawdopodobnie dużo liczniej niż obecnie, zaś ich naturalny zasięg był znacznie większy. W Europie, jako oryginalne zwierzęta łowne, od stuleci budziły duże zainteresowanie cudzoziemców przybywających na Korsykę i Sardynię. W 1732 r. pierwsze osobniki sprowadzono do Austrii w okolice Wiednia i rozpoczęto ich hodowlę. Jednak masowo zaczęto wprowadzać je do nowych krajów sto lat później. W XIX w. pojawiły się m.in. w Niemczech, Czechach i Słowacji. Na ziemie polskie dotarły u progu XX w. Po raz pierwszy pojawiły się w okolicach Bielawy w Górach Sowich. Pięć sztuk tych zwierząt sprowadził tam ze Słowacji w 1901 r. hrabia Seidlitz-Sandreczki. Poczuły się one jak u siebie w domu i bardzo szybko zaczęły się mnożyć. Mimo prowadzenia polowań w 1925 r. populacja muflonów w Górach Sowich liczyła ok. 25 szt. W międzyczasie dokonano kolejnych introdukcji: w Karkonoszach (1912 i 1913; w 1925 r. było ich tam już 48 szt.), Górach Wałbrzyskich (1914 i 1921; liczebność populacji w 1925 r. wynosiła już 134 szt.) oraz w Sudetach w masywie Śnieżnika (1928 - po 9 latach z początkowych 9 szt. powstała populacja licząca 250 osobników). W II Rzeczypospolitej (wszystkie ww. tereny znajdowały się poza jej granicami) pierwsze muflony (8 osobników) sprowadzono do Nadleśnictwa Starzawa nieopodal dzisiejszej granicy z Ukrainą. Przez rok pielęgnowano je w zagrodach po czym wypuszczono na wolność. Gdyby nie wybuch wojny być może introdukcja ta by się powiodła, zwłaszcza, że zwierzęta te spotykano w okolicznych lasach jeszcze w 1944 r. Z tych samych powodów niepowodzeniem zakończyła się introdukcja z 1937 r. w Lasach Spalskich. Nieudaną próbę podjęto również w okolicach Wieżycy (Szwajcaria Kaszubska) w 1939 r. W czasie wojny dokonano dwóch udanych introdukcji na terenie Wielkopolski (Nadleśnictwo Wronki i Nadleśnictwo Sieraków), jednak na początku lat 50-tych populacje te zostały całkowicie wyniszczone. W pierwszych latach po wojnie ogólna liczebność muflonów w Polsce wynosiła ok. 380 szt. i, niestety, stopniowo spadała, m.in. za sprawą kłusownictwa. W 1950 r. podjęto nieudaną próbę wprowadzenia muflonów na terenie Nadleśnictwa Ciechanów, a w 1952 r. na obszarze Gór Świętokrzyskich w paśmie Łysogór - ta ostatnia zakończyła się częściowym powodzeniem - zwierzęta te występowały tam jeszcze w latach 80-tych. W późniejszych latach dokonano w pełni udanych introdukcji w Nadleśnictwie Sławno, Wałcz oraz w rejonie Wzgórz Dynarskich. Po 1989 r. wprowadzono muflony w bardzo wielu miejscach zarówno na terenach górskich jak i na niżu kraju. Obecnie wg danych statystycznych na terenie Polski żyje w stanie dzikim co najmniej 1 500 muflonów stanowiących cenną zwierzynę łowną, nie wyrządzającą większych szkód w ekosystemie.


DZIKI KRÓLIK
królik






Obcym gatunkiem jest także dziki królik (Oryctolagus cuniculus) pochodzący z Półwyspu Iberyjskiego. Jako smaczna zwierzyna domowa i łowna został introdukowany w większości krajów europejskich. Był hodowany już przez starożytnych Rzymian i Greków, ok. VI w. n.e. pojawił się na terenie Francji, zaś w XII w. spotykano go już w Niemczech i Niderlandach. W Polsce króliki hodowano od średniowiecza, jednak ich celowe introdukcje do środowiska naturalnego przeprowadzono dopiero ok. 1860 r. na Śląsku, a później w Wielkopolsce i na Pomorzu. Do 1925 r. dzikie populacje ustabilizowały się, zaś wschodnią granicą występowania tego gatunku stała się linia Wisły. Liczba królików początkowo dynamicznie rosła, ale począwszy od 1940 r. nastąpiło jej gwałtowne załamanie. Przyczynami były wyjątkowo mroźne zimy oraz rozprzestrzenianie się wśród królików groźnych chorób. Dopiero w ostatnim dziesięcioleciu nastąpił nieznaczny wzrost populacji tego gatunku, głównie za sprawą regularnych introdukcji przeprowadzanych przez koła myśliwskie. Obecnie liczba dzikich królików w Polsce utrzymuje się na niskim poziomie i nie zagraża środowisku naturalnemu (zwierzęta te mogą powodować poważne szkody zarówno w lasach, jak i na polach).













PIŻMAK
piżmak I jeszcze jeden roślinożerny gatunek inwazyjny - piżmak (Ondatra zibethicus). Ten pochodzący z Ameryki Północnej gryzoń na początku XX w. uznawany był za cenne zwierzę futerkowe i masowo hodowany w Europie. W 1905 r. grupa osobników została wypuszczona na wolność w zachodniej części Czech. Zwierzęta zaczęły się błyskawicznie rozmnażać i rozprzestrzeniać po Europie. W Polsce pierwsze osobniki stwierdzono w 1924 r. Poza tym ich populację zasiliły zwierzęta zbiegłe z niewoli. Do lat 80-tych piżmaki opanowały teren niemal całego kraju, po czym nastąpił ogromny i gwałtowny spadek ich liczebności. Przypuszczalnie jest to zjawisko naturalne (w Ameryce liczebność piżmaków ulega cyklicznym fluktuacjom) o nie wyjaśnionym jeszcze podłożu. Obecnie gryzoń ten występuje w Polsce umiarkowanie licznie, ale należy zakładać możliwy wzrost jego liczebności w przyszłości. Zwierzę to może powodować poważne szkody kopiąc nory w brzegach zbiorników wodnych, niszcząc umocnienia i wały przeciwpowodziowe zwiększając tym samym prawdopodobieństwo wystąpienia powodzi oraz przyspieszając procesy erozyjne.


JENOT
(...)


SZOP PRACZ
(...)


NORKA AMERYKAŃSKA
(...)


MYSZ I SZCZURY
(...)





tekst:
dr n. wet. Joanna Zarzyńska
Wydział Medycyny Weterynaryjnej SGGW
dr inż. Paweł Zarzyński

cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, sierpniowym wydaniu f&f, nr 08/2011 (151)













Powrót do archiwum

Strona główna





Wydawnictwo Fauna&Flora Adres: 45-061 Opole ul. Katowicka 55. Tel. 77/403-99-11.
e-mail:redakcja@faunaflora.com.pl
Redakcja gazety: zespół. Redaktor naczelny: Marek Orel, tel. +48 608 527 988.
Sekretarz redakcji: Janusz Wach, tel. +48 606 930 559. Korekta: Iwona Stefaniak.