darewit Inkubatory do jaj animar terrarystyka Poid?a, karmid?a, inkubatory, siatki
(zwierz?ta, og?oszenia)
Og?oszenia, zwierz?ta,

Fauan&Flora - miesięcznik hodowcy



MARZEC 2014, nr 03 (182), rok XV


Zielone jajka od zielononóżek
- ciekawostka czy dobry interes



Kiedy, bodajże w 2005 roku, w I programie TVP opowiadałem o polskich rasach kur, rzuciłem mimochodem: a może by tak wyhodować zielononóżki znoszące zielone jajka, nie bardzo wiedziałem, czy jest to w ogóle możliwe, moje pojęcie o hodowli było niewielkie, a o genetyce wprost zerowe. Sama zielononóżka wtedy dopiero raczkowała, a co mówić o jakichś mrzonkach, wizjach nawiedzonego, początkującego hodowcy, który plecie jakieś niedorzeczności typu nowe odmiany barwne lub zielone jajka od zielononóżki. Zielononóżka to zielononóżka. Białe, albo srebrzyste zielononóżki to nie zielononóżki.
A tym bardziej nie są zielononóżkami kury znoszące zielone jajka. Była i jest jedna zielononóżka. Kuropatwiana. Koniec. Kropka.



zielononóżek


Jednak warto marzyć
Często bowiem wynalazków dokonują osoby naiwne, nie obciążone wiedzą typu: to się nie może udać. Cała sprawa wywoływała zresztą uśmiechy politowania, no bo jakiś pożal się Boże amator podniósł rękę na świętość, jaką zawsze była zielononóżka polska. Wtedy jeszcze dwa ośrodki trzymały pieczę nad hodowlą zielononóżek, został zastrzeżony nawet znak towarowy. Status quo nie udało się jednak utrzymać, wymusił to rynek. Dzisiaj z perspektywy czasu widać, że bardzo dobrze się stało, iż "uwolniono" zielononóżkę. Nastąpił jej żywiołowy wręcz rozwój. Dla dobra jej samej i polskiej hodowli.
Był taki zwyczaj, że po programie zaproszeni goście odpowiadali na pytania telewidzów. Przez dwie godziny redakcyjny telefon dzwonił non stop, podana na pasku telewizora komórka przez następny cały tydzień. Sporadycznie, ale dzwoni zresztą do dzisiaj - co z tymi zielonymi jajkami?
Zapaliło mi się zielone światełko - coś w tym musi być!
Z perspektywy czasu widzę, że to marzenie znakomicie wpisało się w oczekiwania nie tylko hodowców, ale i konsumentów. Budziło się poczucie, że "Polacy nie gęsi…" mamy coś swojego własnego, choćby była to zwykła kura. Raczkowało wtedy rolnictwo ekologiczne. Rozpoczynał się pewien proces przemian w świadomości społecznej.
Trzeba było zacząć od zdobycia niezbędnej wiedzy. Rozpoczęło się studiowanie materiałów źródłowych. Na początku starałem się odpowiedzieć na pytanie: skąd wzięły się na świecie zielone kurze jajka? Odpowiedź wydaje się oczywista - od południowo amerykańskich kur araukana. Ale jak powstały araukany i skąd u tej rasy fenomen w postaci zielonych jajek. Może trudno będzie w to uwierzyć, ale jednym z głównych motywów mojej podróży w 2009 roku do Ameryki Południowej była chęć „naocznego” zbadania sprawy. Okazało się jednak, że ani w Peru, które zjeździłem z grupą przyjaciół, ani w Chile, gdzie do dzisiaj żyje indiańskie plemię Araukan, którzy sami siebie nazywają Mapuche (w dosłownym tłumaczeniu: ludzie ziemi) takich kur nie widziałem. Moje obawy potwierdził też prof. Uniwersytetu w Limie, Arturo Tello - on również nie spotkał tej rasy kur, co nie oznacza, że jej tam w ogóle nie ma.


(...)

RAMKA 1

Było sporo teorii i hipotez na temat ptaków znoszących niebieskie (zielone?) jajka, jedna bardziej romantyczna od drugiej. Dopiero niedawno współczesna genetyka dała (czy ostateczną?) odpowiedź. Prawda jest prozaiczna. Badania przeprowadzone ostatnio przez genetyków chińskich silnie sugerują, że niebieska (zielona?) barwa jaj jest spowodowana przez modyfikacje genu SLCO1B3 na chromosomie nr 1 (autosomalnym) przez wirusa endogennego EAV-HP. Wirus ten wstawił kawałek swojego DNA w ten gen u kury. Ta wstawka (fachowo - insercja, czyli najczęściej spontaniczna mutacja genu polegająca na wstawieniu krótkiej sekwencji DNA w obrębie pojedynczego genu albo wstawieniu dłuższego fragmentu chromosomu) spowodowała, że gen ten jest aktywowany w macicy kury i powoduje syntezę barwnika żółciowego biliwerdyny w samej macicy i odkładanie biliwerdyny do skorupy jaja. Nowy gen powstały w wyniku mutacji odpowiedzialny za zieloną (niebieską?) barwę skorupy jaja został nazwany „oocyan”. W nomenklaturze genetycznej został przyjęty symbol "O". Nazwa tego genu (O) pochodzi do wyrazu oocyanine (oon-jajko z greckiego, cyan-barwa niebieska + ine-koncówka chemiczna. Jest on dominujący w stosunku do innego ubarwienia jaj. Dziedziczenie jest autosomalne dominujące.
Badania przeprowadzono na kurach trzech ras znoszących jaja niebieskie (zielone?): araukan z USA i dwóch ras chińskich (dongxiang i shouguang) wykazały, że rasy chińskie mają swoją własną mutację (wstawka wirusa nastąpiła w innym miejscu genu), a u araukan dodatkowo nastąpiła inwersja wstawki (odwrócenie tyłem do przodu). Czyli mutacja jaja niebieskiego miała miejsce więcej niż raz - mówiąc obrazowo "piorun uderzył więcej niż raz w to samo drzewo". Ogólnie gdy mówi się o genie O, to pisze się zwykle "jaja niebieskie" a nie zielone. U niektórych kur barwa zbliża się do niebieskozielonego, ale zdecydowanie zielone mogą wskazywać, że barwa bazy nie jest czysto biała, ale zawiera domieszkę barwnika brązowego (tzn. gdyby nie było barwnika niebieskiego to jaja byłyby kremowe, a nie czysto białe).


RAMKA 2

RAMKA 3


Tworzenie
(...)




tekst i zdjęcia: Stanisław Roszkowski
Współpraca: Wiesław Lis (zagadnienia genetyczne)
Dziękuję też Pani Joannie Karockiej za możliwość skorzystania z opracowanych przez nią tabel (ramka nr 3)




cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, lutowym numerze f&f, nr 03 / 2014 (182)
szukaj w kioskach lub zamów prenumeratę








Ptaki moich wolier
Dzwoniec



dzwoniec WSTĘP


Dzwoniec (Carduelis chloris, syn. Chloris chloris) był chyba najrzadziej przeze mnie chowanym łuszczakiem fauny krajowej. Doprawdy nie wiem czemu. Może o tym decydowała niezbyt atrakcyjna barwa? Może śpiew? Trudno mi dzisiaj powiedzieć. Lecz od kilku lat cieszą me oko i ucho oraz urozmaicają woliery mutacje dzwońców. Na razie tylko dwie: agatowa i lutino, lecz za kilka miesięcy dołączą do nich dzwońce izabelowe i jakiś rarytas, o którym sam nie mam pojęcia, bowiem ma to być niespodzianka, którą obiecał mi jeden z zagranicznych hodowców. Niecierpliwie czekam.
Potocznie ptak ten jest różnie nazywany, najczęściej spotyka się takie określania: ziarnojad zieleńczyk, gil dzwoniec, dzwoniec zieleńczyk, grabołusk dzwoniec, grubodziób dzwoniec, łuszczak dzwoniec. Jak łatwo zauważyć prawie w każdym nazwaniu pojawia się nazwa dzwoniec. Dlaczego? Proszę odpowiedzieć. Wyjaśnienie - później. I kolejne pytanie: co powoduje, że ten sam samiec w szacie wiosennej jest piękniejszy niż był w jesieni? Niech to też będzie zagadką. Obie rozwikłam w zakończeniu artykułu.
Dzwońcowi daleko do urody szczygła. Jego ubarwienie można porównywać jedynie z czyżykiem (Carduelis spinus). Śpiewam też nie dorówna makolągwie. Jedynie wielkością odpowiada … najbardziej znanemu łuszczakowi - wróblowi. Charakterystyczną cechą dzwońców, odróżniającą je od innych małych ptaków, jest ich masywny, stożkowaty, gruby dziób, zwarta figura i proporcjonalnie krótki ogon z żółtymi plamami.


CHARAKTERYSTYKA

Z podgatunkami dzwońców jest bardzo różnie. Jedni ornitolodzy wyróżniają 7 podgatunków inni o 3 więcej. Frank Gill, David Donsker i inni twierdzą, że jest 10 podgatunków Carduelis chloris:
1) C. chloris chloris - północna Szkocja, północna i środkowa Francja oraz Norwegia do zachodniej Syberii.
2) C. chloris harrisoni - Wielka Brytania (za wyjątkiem północnej Szkocji) i Irlandia.
3) C. chloris muehlei - Serbia i Czarnogóra do Mołdawii, Bułgaria a także Grecja.
4) C. chloris aurantiiventris - południowa Hiszpania przez południową Europę do zachodniej Grecji.
5) C. chloris madaraszi - Korsyka i Sardynia.
6) C. chloris vanmarli - północno-zachodnia Hiszpania, Portugalia i północno-zachodnie Maroko.
7) C. chloris voousi - środkowe Maroko i północna Algieria.
8) C. chloris chlorotica - południowo-środkowa Turcja do północno-wschodniego Egiptu.
9) C. chloris bilkevitchi - południowa Ukraina, Kaukaz i północno-wschodnia Turcja do północnego Iranu i południowo-zachodni Turkmenistan.
10) C. chloris turkestanica - południowy Kazachstan do Kirgistanu i środkowy Tadżykistan.

dzwoniec W Polsce oraz północnej i wschodniej Europie żyje Carduelis chloris. Znacznie ładniejszym od naszego jest podgatunek C. chloris chlorotica oraz C. chloris aurantiiventris.
Poszczególne podgatunki różnią się między innymi intensywnością ubarwienia oraz długością ciała.
Standard COM opracowany został dla dzwońca formy nominalnej, czyli C. chloris. Jego długość ciała ornitolodzy określili w granicach 15,0 – 15,5 cm. Piszę to dlatego, że w świecie hodowców ptaków panuje od jakiegoś czasu gigantomania (od starożytnych greckich gigas, "olbrzym" i mania,"szaleństwo"), rozpętana przez standardy COM. Proszę popatrzyć, co ten pseudonaturalny nurt zrobił z wystawową papużką falistą. Doprowadził je do stanu, że nie potrafią już latać, a tylko czołgać się w klatce, nie są w stanie karmić piskląt, bo słabo widzą przez przerośniętą głowę itd. Zeberki czy mewki japońskie dziś dorównują wielkością wróblowi! Po co ci "gigantómani" zmieniają i walczą z naturą? Doprawdy nie wiem. Dlatego też, tylko patrzeć, jak z dzwońca zrobią kawkę, no może kosa. Wypada tylko szpetnie młodzieżowo zakląć - pompej liścia.
Charakteryzując dzwońca nie mogłem sobie odmówić przytoczenia kilku zdań z dziewiętnastowiecznego elementarza hodowli ptaków autorstwa Stanisława Pietruskiego, który tak opisuje tego ptaka:

(...)


Gniazdowanie (...)
Pokarm (...)
Śpiew (...)

PIERWSZY DZWONIEC
(...)

PIERWSZE DZWOŃCE MUTACYJNE
(...)

MUTACJE
(...)

ZAKOŃCZENIE
(...)




Tekst: prof. nadzw. dr Marek Łabaj






cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, lutowym numerze f&f, nr 03 / 2014 (182)


szukaj w kioskach lub zamów prenumeratę











Kozy Burskie


koza, kozy, O kozach słów kilka

W Polsce rolnicy utrzymujący kozy traktują ich chów albo czysto hobbystycznie albo z przeznaczeniem na wykorzystanie mleczne. Praktycznie nie istnieją duże fermy, które trudniłyby się produkcją mięsa koziego czyli koziny. Oczywiście kierunki produkcji podyktowane są przede wszystkim popytem, a w Polsce popyt na kozinę jest praktycznie zerowy. Uwarunkowane jest to w dużej mierze historycznie i geograficznie. Dzięki zielonym pastwiskom, gdzie można znaleźć całe połacie soczystej trawy, w Polsce jak i w krajach ościennych rozwinął się chów przeżuwacza, który co prawda jest dużo bardziej wymagający od kozy, ale jego produktywność jest tym samym o wiele wyższa. Mowa oczywiście o krowie. Na południu Europy bądź na Bliskim Wschodzie, gdzie roślinność jest zdecydowanie mniej soczysta, a w dużej części przeważają stepy i półpustynie wysokomleczne krowy nie byłyby w stanie produkować ani wystarczającej ilości mleka ani tym bardziej dużych ilości wołowiny. Koza, która zadowoli się każdą rośliną, narodom gorącego południa dostarcza smacznego mięsa oraz pożywnego mleka. W Polsce koza zawsze pozostawała w cieniu krowy i traktowano ją po macoszemu. Utożsamiana była z biedą oraz niemożnością posiadania krowy, która nosiła miano „żywicielki rodziny”. Koza była jedynie pewnym gorszym substytutem i dość często można było się spotkać ze stwierdzeniem, że koza szpeci gospodarstwo. Wówczas jednak nie znano właściwości koziego mleka, ani tym bardziej koziego mięsa. W miarę upływu czasu, zapoczątkowania badań naukowych i wzrostu świadomości konsumenckiej Polacy zaczęli w mleku kozim widzieć zdrowszą alternatywę komercyjnie pozyskiwanego mleka krowiego. Kozę zaczęto utożsamiać z rolnictwem naturalnym, a tym samym z żywnością ekologiczną. Pojawiające się w prasie liczne artykuły korzystnie traktujące mleko kozie wzmogły w Polakach chęć jego picia. W sklepach zaczęły pojawiać się liczne kozie sery, mleko, mleko odtłuszczone,
a także jogurty. Niestety, jeśli chodzi o mięso to Polski konsument nie jest do niego przekonany. Jednak brak owego przekonania podyktowany jest w głównej mierze całkowitym brakiem znajomości produktu,
w tym jego smaku, możliwości kulinarnych oraz właściwości odżywczych. Drugim czynnikiem jest niechęć do koziny uwarunkowana historycznie, traktując mięso z kozy jako produkt drugiej kategorii.


Delikatesowe mięso

koza, kozy burskie Kozie mięso w porównaniu z mięsami innych ssaków jest suche, czyli charakteryzuje się niską zawartością tłuszczu. Z tego właśnie względu może być jedzone przez osoby, które mają problem z nadwagą, zbyt wysokim poziomem cholesterolu, pragną zachować szczupłą sylwetkę lub są na dietach redukcyjnych. Najwartościowsza, i tym samym najsmaczniejsza, kozina pochodzi od młodych koźląt. Wyjątkowym powodzeniem cieszy się mięso kóz młodych karmionych tylko mlekiem matki. Mięso otrzymywane właśnie od takich kóz jest wysoko cenione zarówno pod względem smakowym jak i odżywczym. Zawiera więcej białka i soli mineralnych niż jagnięcina i cielęcina natomiast mniej tłuszczu śródmięśniowego. Ponadto mięso kozie jest łatwiej przyswajalne przez organizm ludzki, dlatego chętnie spożywane jest przez osoby uprawiające sporty siłowe, których celem jest zwiększanie masy mięśniowej. Mięso kóz dorosłych nie traci swoich właściwości jednak jest zdecydowanie mniej delikatne, a przygotowanie z niego potraw nie jest już takie proste jak w przypadku delikatnego mięsa koźląt.
Produkcja koziny na większą skalę mogłaby być opłacalna w Polsce pod warunkiem zbytu jej na rynku krajowym. Warto zaznaczyć, że mięso kóz szczególnie popularne jest w krajach Europy południowej, gdzie uwarunkowane jest to historycznie i geograficznie. Zarówno Hiszpanie, Włosi, Albańczycy jak i Grecy chętnie jędzą kozinę. Im bardziej na północ, tym mięso kozy jest bardziej wypierane przez wieprzowinę i wołowinę. Z kolei niektóre kraje Europy zachodniej i północnej kupują duże ilości koziny w związku ze znacznym odsetkiem obywateli wyznających islam, którzy szczególnie cenią to mięso i nie spożywają wieprzowiny. Inną grupą ludzi, którzy gustują w kozinie są Hindusi, dla których wołowina jest mięsem zakazanym. Niestety, głównymi dostawcami mięsa koziego do krajów starej Unii są państwa, które niedawno zostały przyjęte do Wspólnoty, a mianowicie Rumunia i Bułgaria. W związku z tym droższa polska kozina nie jest konkurencyjna cenowo dla zagranicznego odbiorcy i dlatego należy jedynie liczyć na ożywienie konsumpcji koziny w Polsce i zwiększenie popytu. Społeczeństwo polskie staje się z roku na rok bardziej świadomym konsumentem. Uważa się, że przy odpowiedniej promocji i wykreowaniu koziny jako mięsa ekologicznego, ekskluzywnego i prozdrowotnego uda się zwiększyć jej konsumpcję.

Mięsna koza burska
(...)

Koza burska - wybredny wszystkożerny
(...)



Tekst i zdjęcia: dr Radosław Kożuszek


cały artykuł jest opublikowany w najnowszym, lutowym numerze f&f, nr 03 / 2014 (182)
szukaj w kioskach lub zamów prenumeratę








Najstarsze drzewa świata



W poprzednim numerze "fauny&flory" przedstawiliśmy mamutowce olbrzymie (Sequoiadendron giganteum) - niekwestionowanie największe drzewa świata. Te kalifornijskie giganty mogą osiągać nie tylko nieprawdopodobne rozmiary, ale również wiek ponad 3 000 lat. Przez długie dziesięciolecia uważano je za najstarsze drzewa świata. Dopiero w drugiej połowie XX w. zarówno dzięki rozwojowi nauki jak i przypadkowemu odkryciu okazało się jednak, że wśród drzew istnieją organizmy o wiele starsze od mamutowców, pamiętające czasy budowy egipskich piramid, a nawet… epokę lodowcową. Co więcej, rekordziści w tej dziedzinie rozsiani są po całym świecie, zaś kolejne odkrycia naukowców przynoszą nowe, zaskakujące fakty.


Co to znaczy drzewo?

najstarsze drzewo Na wstępie, zanim jeszcze zaprezentujemy najstarsze drzewa rosnące na kuli ziemskiej, należy wyjaśnić pewną zasadniczą kwestię, a mianowicie co rozumiemy przez słowa: "drzewo" i "wiek". Dlaczego? Otóż w ostatnich latach nowoczesne badania izotopowe pozwoliły na odkrycie istnienia tzw. drzewiastych organizmów klonalnych, tj. połączonych ze sobą systemami korzeniowymi wielu drzew o identycznym kodzie genetycznym, a więc będących z punktu widzenia nauki jednym organizmem. Badania wykazały, że te "makroorganizmy" mogą zajmować olbrzymie powierzchnie, co więcej, niektóre z nich rozwijają się od tysięcy lat. Do najbardziej znanych należą topole osikowe (Populus tremuloides) rosnące w USA na pustyniach Arizony oraz w górach Wasatch w stanie Utah. Największa taka "topola" zajmuje powierzchnię aż 43 ha, zaś wiek systemów korzeniowych najstarszego skupiska zwanego "Pando" (albo "The Trembling Giant") określany bywa na co najmniej 11 000 lat (wg niektórych źródeł nawet na 80000 lat!). Niedawno podobny "organizm klonalny" odkryto w prowincji Dalarna w górach zachodniej Szwecji. Okazało się, że grupa rosnących tam karłowatych świerków pospolitych (Picea abies) zwana "Old Tjikko" rozwijająca się w tych niekorzystnych dla nich warunkach niezmiernie wolno niczym japońskie drzewka bonsai liczy sobie 9550 lat (czyli, że wykiełkowały tuż po ostatnim zlodowaceniu). Ich pnie są systematycznie niszczone przez zwały śniegu i inne ekstremalne zjawiska atmosferyczne, jednak sukcesywnie odrastają. Kolejnym przykładem takiego „samoodradzającego się” organizmu jest grupa karłowatych dębów z gatunku Quercus palmeri odkrytych niedawno na wzgórzach w południowej Kalifornii. Prowadzący w ich pobliżu badania botanik, zauważył, że 70 dość niepozornych pni rosnących obok siebie niczym kępa krzewów jest bardzo podobnych do siebie. Badania wykazały, że wyrastają one z okazałego systemu korzeniowego zajmującego przestrzeń 23 x 7 m i wszystkie mają jednakowy kod genetyczny. Ów niezwykły twór przyrody nazwano "Jurupa Oak" i określono jego wiek na ok. 13000 lat. Pojedyncze pnie liczą sobie jednak nie więcej niż 130 lat. Jest to wynikiem bardzo częstych w Kalifornii pożarów lasu, które regularnie, co kilkadziesiąt lat pustoszą te rejony. Jak widać "Jurupa Oak" znalazł skuteczny sposób na to, jak przetrwać mimo cyklicznie powracających kataklizmów.

Na podstawie powyższych przykładów możemy się przekonać, że wiek poszczególnych drzew klonalnych może być doprawdy imponujący. Co ciekawe zjawisko "klonalności" znane jest również u niektórych krzewinek, a także u grzybów z rodzaju opieńka (Armillaria). Do najsłynniejszych należy opieńka ciemna (Armillaria ostoyae) rosnąca w amerykańskim stanie Oregon w pobliżu miasta Prairie City. Na podstawie badań genetycznych stwierdzono ze zdumieniem, że jej grzybnia zajmująca w glebie obszar 856,5 ha ma identyczny kod DNA, jest więc z punktu widzenia nauki jednym organizmem. Obliczono, że dla osiągnięcia tak nieprawdopodobnych rozmiarów musiała rozrastać się być może nawet 8 000 lat. Co więcej, naukowcy są zdania, że dawniej ów grzybowy olbrzym musiał być jeszcze większy, zaś do zmniejszenia się jego powierzchni przyczyniły się regularne w tych stronach pożaru lasów.


Rekordowe okazy
(...)

Najstarsze drzewa Polski
(...)




tekst:
dr wet. Joanna Zarzyńska




Wydział Medycyny Weterynaryjnej SGGW dr inż. Paweł Zarzyński















Powrót do archiwum

Strona główna





Wydawnictwo Fauna&Flora Adres: 45-061 Opole ul. Katowicka 55. Tel. 77/403-99-11.
e-mail:redakcja@faunaflora.com.pl
Redakcja gazety: zespół. Redaktor naczelny: Marek Orel, tel. +48 608 527 988.
Sekretarz redakcji: Janusz Wach, tel. +48 606 930 559. Korekta: Iwona Stefaniak.